"Super Express": - Wróciłeś do reprezentacji po ponadpółrocznej przerwie. I od razu możesz wskoczyć do pierwszego składu. Jesteś gotów, by zastąpić Pawła Brożka?
Ireneusz Jeleń: - Oczywiście. Po to tu przyjechałem, po to zasuwałem na treningach. Jestem w dobrej formie i tego nie ukrywam. To będzie dla mnie arcyważny mecz. Marzy mi się bramka, bo chciałbym zadomowić się w kadrze na stałe. Bo jakoś ciężko mi to idzie. Ostatnio zagrałem w reprezentacji w sierpniu ubiegłego roku, w meczu z Ukrainą. Biegałem, starałem się, szarpałem. Ale niestety moja gra nie spodobała się trenerowi.
- Miałeś żal do Beenhakkera?
- Trochę tak. Forma była wysoka, a ja nie mogłem doczekać się zaproszenia do kadry. Później przestałem nawet liczyć na powołania, machnąłem na to wszystko ręką. Nie ukrywam, że były takie myśli, żeby wziąć przykład z Artura Wichniarka i zrezygnować z gry w kadrze.
- A co zrobisz, jeśli tym razem sytuacja się powtórzy?
- To nie wykluczam, że podziękuję za grę w reprezentacji. Są jakieś granice. Ja znam swoją wartość. W tej chwili nie myślę jednak o rezygnacji. Najważniejsze, że znów mogę trenować w biało-czerwonej koszulce.
- Gdy więc trener Beenhakker ci zaufa, będziesz w kadrze tak skuteczny, jak w Auxerre?
- Tego bym sobie życzył. W Auxerre czuję się znakomicie. Osiągnęliśmy swój cel, bardzo przybliżyliśmy się do utrzymania. Zdjęliśmy sobie nóż z gardła.
- A coś cię denerwuje we Francji?
- Ta ich mentalność. Francuzi są strasznie zadufani w sobie. Myślą, że ich język jest najlepszy na świecie i nie wolno używać innych. A poza tym lubią się naśmiewać z innych. Ale w samym Auxerre czuję się znakomicie.