Fani Nantes mają z Kitą od dawna nie po drodze, nie po raz pierwszy doszło do bardzo nieprzyjemnych incydentów. Przy stanie 0:1, na kilka minut przed końcem, wściekli kibice gospodarzy w sile 80-100 osób przypuścili szturm na trybunę honorową. Ze względu na powagę sytuacji specjalna grupa policji ewakuowała Kitę i jego rodzinę, przeprowadzając ją z loży do specjalnego, bezpiecznego pomieszczenia w innym miejscu stadionu. Waldemar Kita, który do Francji wyjechał jako dziecko ze Szczecina i dorobił się fortuny, nie ukrywa wściekłości.
- To już trwa 10 lat. Jeśli nikt nie zrobi z tym porządku, to w końcu coś się stanie, dojdzie do tragedii. Mają mnie ranić, zabić, zrobić krzywdę mojej rodzinie? Ja się o siebie nie boję, ale o rodzinę już tak. Składałem skargi, są zdjęcia, wiadomo, kto to robi, to ciągle ci sami ludzie. I nie ma żadnej reakcji władz - wściekał się Kita, cytowany przez francuskie media. - Ja chcę dobra tego klubu, mogę go sprzedać, jeśli coś by to pomogło. Jeśli znajdziecie kupca, to nawet prowizję wam zapłacę - mówił dziennikarzom Kita.
W cieniu awantury w ostatniej minucie meczu Mariusz Stępiński uratował gospodarzom remis. Polak, po trzech meczach bez bramki, usiadł na ławce rezerwowych i trener Girard dał mu szansę dopiero od 74. minuty. Wystarczyło to jednak do tego, aby polski napastnik strzelił trzeciego gola w tym sezonie Ligue 1. Po 12 kolejkach jego klub zajmuje 15. miejsce.