Owszem, było trochę fajnych imprez lokalnych z 24-godzinnym graniem w teqball w Zabrzu czy piknikiem sportowym w Kutnie, ale generalnie sport znalazł się na dalekim planie. Mój pradziadek Bronek był Prezydentem Kalisza przed wojną i pewnie w grobie się przewraca po tym, co w najstarszym polskim mieście uczynił przybłęda pod przybranym nazwiskiem. Spalenie prastarego dokumentu świadczącego o polskiej tolerancji to hańba a reakcja obecnego włodarza miasta takoż. Straszenie krytyków sądami źle się kojarzy.
Daliśmy popalić Niemcom! Pogrom w piłkarskim meczu młodzieżówek, zwycięstwo rugbistów. Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz? A poważnie to jedna jaskółka wiosny nie czyni. Dopiero gdy osiągniemy niemiecką systematyczność i powtarzalność w sporcie, będzie powód do zadowolenia a nie chwilowej ekstazy. Żal mi Dariusza Mioduskiego, zbiera cięgi za nie swoje winy. Powinien wziąć bat do ręki albo zmieniać współpracowników co tydzień? Dobrze, że przynajmniej nadana mu przez kibiców ksywka „Szopen” brzmi sympatycznie. Choć od dziecka kibicuję rywalowi zza miedzy, życzę legionistom by rychło wybrzmiały im rytmy skocznego mazurka a nie marsza żałobnego. Ponury nastrój nie grozi do marca przynajmniej kibicom polskiej reprezentacji. Paulo Sousa może spać spokojnie a my razem z nim. A że w barażach łatwo nie będzie? Trzeba było wygrać grupę jak kiedyś armada Jurka Engela.
Michał Listkiewicz o prezesie PZPN. To tym zaskoczył nowy szef związku