„Super Express”: - Duży jest zawód na Węgrzech z powodu nieudanych eliminacji MŚ 2022?
Michał Listkiewicz: - Nadzieje były rozbudzone po dobrym występie na EURO. Liczono, że mecz z Polską w Warszawie to będzie gra o wszystko, a tymczasem już wszystko jest rozstrzygnięte. Na EURO Węgrzy zaimponowali ambicją, walecznością i determinacją. W efekcie wyszarpali dwa remisy. Nie ma jakości w tej drużynie. Jestem ciekawy, czy utrzyma się trener Marco Rossi, bo jednak postępu nie widać. Dla nas spotkanie w Warszawie będzie świętem, bo kibice podziękują piłkarzom za wywalczenie baraży. Pewnie nasza publiczność miło potraktuję Węgrów, bo to są zaprzyjaźnione narody. Węgrzy mogą spodziewać się bardzo ciepłego przyjęcia, ale nie dobrego wyniku. W końcu dla nas to bardzo ważny mecz, bo będzie decydował o rozstawieniu w barażach.
- Liczył pan na to, że Węgrzy odegrają większą rolę w eliminacjach?
- Oczywiście. Jednak dwie porażki z Albanią to coś co nie powinno się zdarzyć. Ostatni remis na Wembley z Anglią normalnie byłby wielkim sukcesem, ale w tej sytuacji praktycznie przeszedł niezauważony. To był pyrrusowy remis, bo nic nie dał. Na mundial Węgrzy czekają od 1986 roku.
- Na EURO nieobecny był Dominik Szoboszlai z Lipska. To najlepszy gracz Węgrów?
- Zdecydowanie, wrócił do formy, teraz strzelił dwa gole z San Marino. To jedyny węgierski piłkarz na którym warto oko zawiesić, bo gra ładnie technicznie, jest dobrze wyszkolony. Nie pasuje pod tym względem do węgierskiego zespołu, który gra futbol siłowy.
Paulo Sousa będzie rwał włosy z głowy? Trudna sytuacja kadry przed meczem z Węgrami
- Czego się pan spodziewa po meczu w Warszawie?
- Myślę, że wygramy. I to zdecydowanie. Stawiam na 2:0 lub 3:0. Ze strony węgierskiej skład jest mocno okrojony, nie widać w nich większej woli, aby szarpnąć na koniec. Trener Marco Rossi zapowiedział, że zaczynają budowę zespołu na kolejne rozgrywki. Pytanie, co dalej, bo nie jest to młoda drużyna. Oby się nie skończyło tak, że EURO 2020 z ich udziałem było tylko przebłyskiem w tym marazmie, a w tym kraju inwestuje się ogromne pieniądze w futbol.
- Polska jest już pewna występu w barażach. Jak pan ocenia naszą kadrę?
- Szczerze, to mieliśmy łatwa grupę. Na razie nie wpadałbym więc w zachwyty. Na plus zaliczyłbym to, że wchodzą nowi gracze do zespołu. Jednak sama gra mnie nie porywa. Do czasów Nawałki czy Beenhakkera to daleka droga. Teraz będzie czas na przygotowanie się do baraży.
- Awansujemy na mundial w Katarze?
- Myślę, że przejdziemy pierwszą rundę baraży. Jeśli wygramy z Węgrami to będziemy w niej rozstawieni. Będziemy grać u siebie, a Stadion Narodowy jest naszą twierdzą. W tej fazie będziemy faworytem i to bez względu na to z kim przyjdzie nam się mierzyć. Jednak ten drugi baraż będzie już ogromnym wyzwaniem. Nie będzie gwarancji, że zagramy u siebie, bo decyduje losowanie. Ponadto trafimy już na drużynę z najwyższej półki. Będę w roli obserwatora na meczu Chorwacja - Rosja. Wolałbym, aby wygrali gospodarze. Rosja jest w naszym zasięgu. Jest do ugryzienia. W I rundzie baraży daję nam 70 procent szans na awans, a w II - 30 procent.
Hajto totalnie zaskoczył po meczu Andora – Polska. Mocna krytyka w kierunku jednego piłkarza
- Z Andorą zadebiutował Matty Cash. Jak odebrał pan jego powołanie?
- To świetny ruch. To zawodnik, który w każdym meczu gwarantuje wysoki poziom. Może nie będzie skuteczny jak Robert Lewandowski, bo nie jest od tego, ale to duże wzmocnie. Występuje w Premier League, a to już mówi samo za siebie.
- Wspomniał pan o nowych zawodnikach w polskiej kadrze. Po grze którego z nich wiele pan sobie obiecuje?
- Bezkompromisowo gra Świderski. Rozegrał w kadrze dopiero 13 meczów, a wygląda tak, jakby tych występów miał już z 50. Nie ma kompleksów, wchodzi w pojedynki 1 na 1. Daje do zrozumienia, że jest równym partnerem dla Lewandowskiego. To mi się w nim podoba. Jestem pod wrażeniem gry młodzieżówki z Niemcami. Jeśli awansujemy na mundial w Katarze to taki Adrian Benedyczak może będzie objawieniem turnieju? To tylko jeden z przykładów. Przyszłość piłki reprezentacyjnej rysuje się dobrze. Najbardziej zaskakuje mnie prezes PZPN Cezary Kulesza.
- Czym?
- Muszę wyrazić słowa uznania, bo takiego początku nie mieli: Boniek, Lato i Listkiewicz. Są wyniki sportowe i decyzje dotyczące spraw młodzieżowych, świetne posunięcia marketingowe, ale bez wielkiego szumu. Nie mówi dużo, ale za to dużo robi. To bieg długodystansowy z wieloma okrążeniami. Pierwsze okrążenie zaliczył w rewelacyjnym czasie. Jak wytrzyma to tempo, to może być to prezes o którym się będzie mówiło, że przyćmił poprzedników ze mną włącznie. Nie nazwiskiem, nie przeszłością piłkarską czy sędziowską, nie gadaniem, nie PR-em, ale robotą organiczną.
- Na koniec zapytam o Roberta Lewandowskiego, który w tym roku strzelił już 62 gole. Czy 29 listopada kapitan kadry sięgnie po „Złotą Piłkę” w plebiscycie magazynu „France Football”?
- Moim zdaniem powinien bezwzględnie ją dostać. Nie ma zawodnika, który jest tak skuteczny jak on w klubie i reprezentacji. Nawet jakby nie wygrał, to dla mnie i tak będzie moralnym zwycięzcą. Ale mam nadzieję, że jednak ją dostanie. I tego mu życzę.
Szokujące zachowanie reprezentanta Polski wobec trenera rywali. Później przepraszał