- Przed tym meczem Jacek Gmoch mówił, że czeka pana bardzo trudne zadanie, bo na Krecie gra się wyjątkowo ciężko. I rzeczywiście, łatwo nie było...
Michał Probierz: - Było bardzo gorąco, i to pod każdym względem. Co chwila coś się działo, a pod koniec meczu szybko zaczęła... maleć liczba piłkarzy na boisku. Najpierw nasz zawodnik dostał czerwoną kartkę i graliśmy 10 na 11. Potem zrobiło się 10 na 10, a ostatnie siedem minut to my mieliśmy przewagę jednego gracza. Ważne, że to był mecz z happy endem. Mamy pierwsze zwycięstwo w sezonie, ale nie podniecam się. Nie jestem trenerem, który po jednej wygranej popada w euforię, a po jednej porażce się załamuje.
- Zwycięską bramkę strzelił Giannis Gianniotas, który przed pana przyjściem w ogóle nie grał. To pańskie greckie odkrycie?
- To chłopak z rocznika 1993, bardzo interesujący. Widzę w nim duży potencjał i u mnie będzie grał. Jest wystarczająco dobry na pierwszy skład.
- To prawda, że mecz z OFI był kilka razy przerywany?
- Prawda. Kibice denerwowali się głównie przy czerwonych kartkach. Przez to mecz dość znacznie się wydłużył. Podobnie jak nasz pobyt w szatni. Musieliśmy poczekać, aż sytuacja zostanie opanowana i miejscowi kibice opuszczą trybuny.
- Pana zadaniem jest wyciągnięcie Arisu z kłopotów, ale w kryzysie jest cała Grecja. Widać to na miejscu? Ma to wpływ na pańską pracę?
- Poruszam się między bazą, siedzibą klubu a miejscem, w którym mieszkam, więc nie mam za wiele okazji do obserwacji. Na pewno jest duże bezrobocie, ale co do klubu... Kadra Arisu liczy aż 36 piłkarzy, przez co ćwiczymy w dwóch grupach. Gdyby jednak klub był w dramatycznej sytuacji finansowej, to chyba aż tak wielu piłkarzy by nie miał?
- Prowadził pan Aris w dwóch meczach i za każdym razem spotkanie było kilka razy przerywane. To stresuje, dodaje adrenaliny czy jest dla pana neutralne?
- Przynajmniej coś się dzieje (śmiech). Ale tak na serio, dla mnie to raczej neutralne...