To kolejny kroczek Zycha w kierunku spełniania marzeń, o których opowiedział „Super Expressowi”. Regularne występy w angielskiej ekstraklasie to jeden z jego piłkarskich celów. Kolejny – to oczywiście reprezentacja Polski. Ta „dorosła”, bo w juniorskich grywa od paru lat. Zresztą jeszcze w marcu będzie mieć okazję do listy występów w koszulce z orzełkiem dopisać kolejne; podopiecznych Marcina Brosza czeka turniej II rundy kwalifikacji do mistrzostw Europy U-19. Na małopolskich boiskach pod koniec marca Polacy o prawo gry w lipcowych finałach na Malcie zagrają z rówieśnikami z Serbii, Izraela i Łotwy.
„Super Express”: - Podobno już jako kilkulatek postanowiłeś sobie, iż w wieku 16 lat zostaniesz zawodnikiem któregoś z angielskich klubów. Prawda to?
Oliwier Zych: - „Od zawsze” moim marzeniem była gra w Premier League. Kiedy po paru latach treningów zacząłem na różnych dziecięcych turniejach zdobywać wyróżnienia i nagrody dla najlepszego bramkarza, a wielu trenerów chwaliło moją postawę, doszliśmy z mamą do wniosku, że kiedy tylko będzie możliwość wyjazdu do Anglii – a było to możliwe w wieku 16 lat – zrobimy wszystko, by tak się stało.
- A czemu akurat Anglia i Premier League?!
- Bo uznawana jest za najlepszą ligę na świecie! Tu jest największa szansa rozwoju, tutejsze akademie mają znakomitą renomę, wspaniałą infrastrukturę, świetnych trenerów.
- Odwiedziłeś wiele tych akademii, prawda? Arsenal, Manchester United, Bayern...
- Jeszcze Liverpool. W Arsenalu byłem dwukrotnie. Byłem na tydzień w Cardiff, ostatecznie po tych wszystkich wizytach zdecydowałem się na Aston Villę.
- Co zdecydowało o takim wyborze?
- Klubowy pomysł na mój rozwój. Plus to, że w czasie, w którym musiałem zdecydować, nie było w Aston Villi nie było aż tak wielu bramkarzy, żeby się dostać do pierwszego zespołu. A to był i jest mój najważniejszy cel.
- Siedziałeś już na ławce w pucharowym meczu z Liverpoolem. A jak daleko – twoim zdaniem – jesteś dziś od pierwszej drużyny AV?
- Przez sześć miesięcy trenowałem na co dzień z pierwszym zespołem, byłem z nim i w Australii, i w Dubaju. W ostatnim czasie paru bramkarzy wróciło do klubu z wypożyczeń, jeden – po kontuzji, więc na razie dołączyłem do drużyny U21. Ale wydaje mi się, że teraz znów będę mieć okazję wrócić do treningów z pierwszym zespołem.
- Jaki jest Emiliano Martinez, którego zachowania po finale MŚ chwilami szokowały świat?
- Emil to supergość, świetnie się dogadujemy. Jest – jak to gość z Argentyny – lekko „crazy”, ale... rozumiem go.
- Poza Martinezem, pana konkurentem jest też długoletni reprezentant Szwecji, Robin Olsen. Patrzysz czasami na nich i myślisz: „Tego mi jeszcze brakuje”?
- Wszyscy mi zawsze mówią, że mam jeszcze sporo czasu na rozwój. Ale ten czas szybko leci i... nie mam go zbyt wiele, moim zdaniem. Wiem, że jeszcze mi trochę do nich brakuje, ale każdego dnia staram się ten dystans skracać. Zresztą tak naprawdę ta różnica sprowadza się – moim zdaniem – do doświadczenia; do tego, w ilu klubach już byli, w ilu ważnych meczach już zagrali. Obaj to doświadczenie mają dużo większe ode mnie, tak w piłce klubowej, jak i reprezentacyjnej.
- Ale w zespole U21 ta konkurencja też jest niemała, żeby wspomnieć tylko świeżo upieczonego reprezentanta Finlandii....
- Fakt, właśnie wrócił do nas Viljami Sinisalo z wypożyczenia. No cóż, konkurencja jest w każdym klubie i każdej drużynie, to normalna rzecz z piłce.
- Wiemy już, że wyjazd z kraju w wieku 16 lat był częścią starannie przemyślanego planu. A gdzie w tym planie jest miejsce na debiut w Premier League? W jakim wieku?
- Czas pokaże. Na pewno w którymś momencie on będzie. Dziś nie wiem jednak, przez co będe musiał przejść, zanim stanie się on faktem: myślę o wypożyczeniach, o zmianach klubów. Nie potrafię tego powiedzieć, ale ten debiut... na pewno będzie.
- Zatem cierpliwość to dziś najbardziej pożądana cnota?
- Nie powiedziałbym, że odnośnie większości rzeczy i celów jestem cierpliwym człowiekiem. Ale akurat do tego cierpliwość mam!
- Treningi to oczywiście najważniejszy punkt każdego dnia. A z czego jeszcze składa się twój dzień w Birmingham?
- Dużą uwagę przywiązuję do siłowni, bo przecież w lidze angielskiej trzeba być całkiem silnym. Uczę się też francuskiego. Kiedyś mama namawiała mnie do nauki angielskiego, inicjatywa języka francuskiego wyszła już ode mnie. Uczyłem się go sześć lat, pora wreszcie opanować go tak, żebym mógł mówić płynnie.
- A z Filipem Marshallem – konkurentem w drużynie U21 mającym polskie korzenie – rozmawiacie po polsku?
- Po polsku czasem żartujemy. Ale rozmawiamy po angielsku.
- W pierwszej drużynie masz m.in. Matty'ego Casha. Swój chłop?
- Fajnie powiedzieć, że jest się klubowym kolegą kogoś takiego, skoro wcześniej oglądało się go tylko w telewizji, w ważnych meczach reprezentacyjnych.
- Zdarza się pójść wspólnie na kawę?
- Nie, ale dobrze się z Mattym dogadujemy. Jesteśmy „ziomkami”. On – patrząc na mnie – żartuje sobie z „bycia Polakiem”, ja się czasem nabijam z jego polskiego. Ale kontakty są bardzo dobre!
- Dobra; o planie na debiut w Premier League już mówiliśmy. A jest w tym planie też występ z orzełkiem w „dorosłej” reprezentacji?
- Na razie to przede wszystkim marzenie, ale... tak, bardzo wierzę, że w niej zagram.
- Zdążysz jeszcze zagrać w niej u trenera Santosa? Pracować może z kadrą nawet do 2026 roku...
- To mam jeszcze trzy lata! Ale wierzę, że uda się wcześniej!
- A plan na najbliższe tygodnie? Jak wam pójdzie w II rundzie eliminacji mistrzostw Europy U19?
- Chcemy osiągnąć dużo. Uważam, że jesteśmy w dobrym miejscu, musimy się jeszcze trochę zgrać z chłopakami, ale... chyba nie ma się czego obawiać. Rywale są w naszym zasięgu, ale musimy być skoncentrowani w każdym momencie każdego meczu.
- To zakończmy rozmowę w tym miejscu, w którym ją zaczęliśmy. Jak to się stało, że w ogóle zostałeś piłkarzem?
- Jeden z dobrych kolegów, z którym spędzałem dużo czasu jako dziecko, poszedł na treningi do Arki. Szybko dołączyłem do niego. A że wyróżniałem się wśród rówieśników wzrostem, a inni do bramki specjalnie się nie palili, trener postawił mnie między słupki. I tak już zostało, choć był moment – kiedy miałem mniej więcej 10 lat – w którym zagrałem w polu. Ktoś doznał kontuzji, ja już wcześniej „swoje” w bramce zaliczyłem, więc trener wystawił mnie do ataku. Podobało mi się, nawet trzy gole strzeliłem, ale w następnym spotkaniu wróciłem do między słupki.