Już początek spotkania zwiastował problemy w tym spotkaniu. Dość powiedzieć, że reprezentanci San Marino byli o krok od objęcia sensacyjnego prowadzenia. Po faulu Grzegorza Wojtkowiaka w polu karnym szansę na gola z jedenastu metrów miał najlepszy strzelec San Marino w historii, Andy Selva. Na szczęście fantastyczną formę zaprezentował Łukasz Fabiański, który w fantastycznym stylu obronił uderzenie rywala.
- Czy wyczułem intencje rywala? To niech zostanie moją tajemnicą - śmiał się w przerwie Fabiański.
Na szczęście jeszcze w pierwszej odsłonie spotkania bramkę dla "biało-czerwonych" strzelił Ebi Smolarek.
Po przerwie Polacy znów męczyli sie z rywalami. Świetną formą błysnął tylko debiutant Robert Lewandowski, który zdobył drugą bramkę dla Polski.
- Te trzy punkty potrzebne nam były jak woda na pustyni - przyznał po meczu Mariusz Jop.
Zwycięstwo 2:0 nie może zatrzeć jednak wrażenia, że Polacy zaprezentowali sie dzisiaj koszmarnie. Przez długie minuty spotkania amatorskie San Marino było dla nich co najmniej równorzędnym rywalem.