Kariera „Gila” nabrała tempa po przeprowadzce do Austrii. Tylko w rundzie wiosennej 1999 strzelił osiem goli dla Tirolu Innsbruck, przez kolejnych pięć sezonów zdobywając dwucyfrową liczbę bramek w miejscowej Bundeslidze (dla Tirolu, potem dla FK Austrii Wiedeń), co dało mu nie tylko cztery tytuły mistrzowskie i dwa triumfy pucharowe, ale także koronę króla snajperów (22 trafienia w sezonie 2000/01). To właśnie w tym okresie miejscowa prasa ukuła dlań określenie „Radogol”. Stało się ono tytułem filmu o karierze Radosława Gilewicza, którego premiera odbyła się w Tyskiej Galerii Sportu.
Już wiosną 1999, a więc w pierwszych miesiącach po przeprowadzce, „Gilu” zdobył osiem goli dla Tirolu z Innsbrucka. W każdym z kolejnych pięciu sezonów w austriackiej Bundeslidze strzelał dwucyfrową liczbę bramek, co nie tylko dało mu cztery tytuły mistrza kraju (z Tirolem i FK Austrią Wiedeń) oraz dwa triumfy pucharowe, ale także koronę króla snajperów. W sezonie 2000/01 dla zespołu z Innsbrucka zaliczył 21 ligowych trafień.
„Powołanie dla najlepszego strzelca ligi austriackiej było rzeczą naturalną” – mówi w dokumencie ówczesny selekcjoner Biało-Czerwonych, Jerzy Engel. „Gilu” w reprezentacji debiutował co prawda jeszcze za kadencji Janusza Wójcika, tenże jednak w pewnym momencie, w charakterystyczny dla siebie obcesowy sposób, obsmarowując jeszcze byłego podopiecznego w wydanej kilka lat później autobiografii, zrezygnował z napastnika. Na jego barki zwalił całą winę za brak awansu do finałów EURO 2000.
Osobiste wyznanie byłego reprezentanta Polski, zdobył się na to po latach
U Engela bohater filmu grał częściej. Ale – jak zauważa na ekranie selekcjoner – w reprezentacyjnej koszulce nie miał tego, co w owym czasie mieli jego konkurencji: Paweł Kryszałowicz, Emmanuel Olisadebe i Marcin Żewłakow (ostatecznie to ta trójka pojechała na mundial w Korei w 2002 roku). Im po prostu – czasem w niewiarygodnych sytuacjach – piłka wpadała do siatki, jemu akurat nie chciała.
- Ale trener Engel wielokrotnie mówił o Radku: „To mój człowiek”, choć akurat to zdanie w ostatecznej wersji filmu wypadło – przyznaje reżyser „Radogola”, Szymon Ratajczak. Sam Gilewicz natomiast swą reprezentacyjną przygodę, zamykającą się liczbą dziesięciu występów w koszulce z orzełkiem, zamyka bardzo emocjonalnym stwierdzeniem. - Dziesięć występów w reprezentacji bez gola? Napastnikowi nie powinno się to zdarzyć. To jest rzecz, której się w swojej karierze po prostu wstydzę – przyznaje „Gilu” na ekranie.
Jest też – w kontekście reprezentacyjnym – druga rzecz, która mocno go boli. „Radogol” był członkiem sztabu reprezentacyjnego za selekcjonerskiej kadencji Jerzego Brzęczka, odpowiedzialnym m.in. za indywidualne treningi napastników. I podobnie jak Brzęczek, pożegnany został u progu 2021 roku. - Fakt, że wywalczyliśmy awans do finałów EURO, a potem nie było nam dane tego sukcesu skonsumować, boli do dziś – dodaje Gilewicz.