Janas to jeden z dwóch Polaków, którzy w mistrzostwach świata brali udział w roli i zawodnika, i selekcjonera Biało-Czerwonych (drugim jest Adam Nawałka). Nic dziwnego, że kilka tygodni temu Czesław Michniewicz odwiedził go w domu, chcąc skorzystać z doświadczenia swego starszego „kolegi po fachu”. Panowie zresztą znają się z czasów wspólnej pracy we Wronkach. Nic dziwnego, że popularny „Janosik” mocno ściska kciuki za obecnego trenera Polaków i jego podopiecznych.
Paweł Janas denerwuje się meczem otwarcia Polaków
„Super Express”: - Denerwuje się pan przed pierwszym meczem naszych w Katarze?
Paweł Janas: - Tak, denerwuję się meczem otwarcia Polaków, choć jestem już tylko kibicem Pierwsze gry zawsze są najważniejsze, a więc i... najgorsze – dla trenera i zawodników. Wszyscy dziś pamiętają, że z Hiszpanii w 1982 przywieźliśmy medale. Ale tylko my – ówcześni zawodnicy – wiemy, co się działo w drużynie po dwóch pierwszych remisach, z Włochami i z Kamerunem. Przecież słyszeliśmy, że działacze się już pakują, że już zamawiają dla nas bilety powrotne do kraju...
- A przed pańskim debiutem selekcjonerskim, podczas mundialu w Niemczech, miał pan nieprzespaną noc?
- Ja przed każdym meczem dobrze spałem (śmiech). Owszem, zazwyczaj w sztabie siedzieliśmy długo w noc, omawiając różne kwestie meczowe, ale ze snem raczej nie miałem kłopotów. Dopiero przed samym meczem było trochę dziwnie, kiedy do szatni wpadł nagle ówczesny premier...
- Spał pan dobrze. Stres więc puszczał pan z dymkiem?
- Nie, w Niemczech już nie wolno mi było palić...
- Na pańskich chłopaków 1:0 z Chorwacją na tydzień przed meczem mistrzowskim dobrze wpłynęło?
- Tak, dostali porcję dobrej energii.
- Ale przegrali inaugurację – 0:2 z Ekwadorem
- Wiele innych okoliczności – już mi się nie chce powtarzać... - wpłynęło na to, że tamten mecz skończył się akurat w ten sposób.
- Na przygotowanie drużyny do mundialu miał pan wtedy miesiąc.
- I było... dużo ciężej, niż teraz. Ligi zachodnie w większości kończyły granie kilka tygodni przed rozpoczęciem turnieju, nasza – ciut później. W teorii było sporo czasu na popracowanie. Ale to nie tak. Trzeba było tych grających na Zachodzie chłopaków zaprosić – z żonami, z dziećmi – na niby-zgrupowanie, niby-urlop, na którym trochę wypoczywali, ale nie leżeli całkiem do góry brzuchem, jak miałoby to miejsce w sytuacji, gdyby pojechali na z rodzinami na własne wakacje. No więc przynajmniej trochę się wtedy poruszali.
- Dziś mundial zagrają niemal z marszu, bo przecież niektórzy dziewięć dni przed meczem z Meksykiem grali jeszcze spotkania ligowe. To lepiej?
- Wydaje mi się, że tak. Gdyby nie było mundialu, ligi grałyby dalej. Więc chłopaki musieliby być w gazie, dbać o formę. Selekcjoner nie musiał się skupiać na fizycznym odbudowywaniu zawodników; oni – zaczynając turniej – wciąż będą przecież w rytmie meczowym. Krótko mówiąc – wystarczy „tylko” potrenować taktykę, stałe fragmenty...
Paweł Janas ma ważny przekaz do reprezentantów
- Polski kibic powinien przywiązywać wagę do meczu z Chile, czekając na spotkanie z Meksykiem?
- Na pewno w Warszawie nie zagrał ten skład, jaki zobaczymy we wtorek. Czesiu chciał dać minuty Bednarkowi i Glikowi, którzy – z różnych przyczyn – mało grali jesienią. Chciał też sprawdzić młodych chłopaków. To im było potrzebne, jeśli mają wnieść coś do gry już w Katarze. Dla psychiki obecnej kadry ważne też było – niezależnie od jego stylu – zwycięstwo: drużyna poleciała do Kataru podbudowana.
- Widział pan jakieś inne pozytywy tego spotkania?
- Zaimponował mi Piątek. Nie tylko tym, że bramkę strzelił. Patrząc na niego miałem wrażenie, że jest w dobrej dyspozycji fizycznej i sportowej. A nie miał na boisku Piotra Zielińskiego, żeby mu dogrywał piłki w „szesnastkę”. Nie wiem, jakim ustawieniem – jednym czy dwoma napastnikami – będzie chciał grać trener Michniewicz, ale Piątek pokazał, że może być zmiennikiem numer jeden w razie potrzeby.
- No to na koniec wróćmy jeszcze raz do pańskich emocji przed meczem z Meksykiem. Jak będzie?
- Bardzo chciałbym, żeby nasza reprezentacja zrobiła na mundialu dobry wynik. Mecz z Meksykiem może być jego fundamentem. Najlepiej, żeby przyniósł nam zwycięstwo. No, remis też byłby do przyjęcia. Na pewno natomiast nie wolno tego spotkania przegrać!