Prezes PZPN, Cezary Kulesza, w środowe południe spotkał się z portugalskim szkoleniowcem, by omówić sytuację po mołdawskiej kompromitacji. Postać Santosa skupia na sobie uwagę nie tylko szefa polskiej piłki, ale i ekspertów. Jednym z nich jest wspomniany Kryszałowicz, który przy okazji „podszczypnął” także rodzimych decydentów futbolowych. I nie tylko ich...
- Ostatnimi czasy – również na życzenie mediów – zmienialiśmy selekcjonerów jak rękawiczki. Wyrzuciliśmy nawet trenera, który osiągnął wynik, jakiego nie mieliśmy od 36 lat. „Bo nie było stylu…” - narzekaliście. To ja pytam: „A dzisiaj jest styl?” - mówi nam uczestnik finałów MŚ 2002
Paweł Kryszałowicz nie kryje, że był i pozostaje zwolennikiem rodzimej opcji u steru kadry. - Żałuję zwolnienia Czesława Michniewicza. Trzeba mu było dać pracować dalej. Bo on coraz lepiej poznawał chłopaków, znał mentalność każdego z nich z osobna i jako zespołu. I pewnie styl tej kadry by się zmienił, na bardziej przyjazny dla oka. W meczach grupowych na mundialu może i piękna nie było, ale było wyjście z grupy. A już przeciwko Francji, kiedy cel minimum został osiągnięty, zagraliśmy dużo bardziej otwarty futbol – analizuje wydarzenia (i potyczki) ostatnich kilkunastu miesięcy nasz rozmówca.
Kryszałowicz już wie, co trzeba zrobić z Fernando Santosem
- Trzeba było wtedy dobrze przemyśleć dalsze kroki. A u nas pochopnie pogoniono chłopa; ci, co podejmują decyzję, nabrali się na powszechną krytykę za styl i za sprawy organizacyjne. I co? Teraz nie mamy ani stylu, ani wyniku! - piekli się Kryszałowicz. Jednak nie namawia do kolejnej roszady na selekcjonerskim stołku. - Michniewicza już nie ma, jest trener z Portugalii, który przyszedł ze swoim sztabem. Niech się męczy, niech kombinuje, niech szuka sposobu, jak wyjść z tego impasu – kończy były reprezentacyjny napastnik.