To pierwsze zwycięstwo biało-czerwonych w Pucharze Króla Ramy IX.
Nie przyszło ono łatwo, bo tuż po gwizdku okazało się, że poddani królewscy są mali, ale biegają od naszych znacznie szybciej, a arbiter z Tanzanii jest wyraźnie zachwycony gościnnością Tajów, co sygnalizował kartkami przydzielanymi Polakom.
Jeśli nie liczyć dwóch w miarę składnych akcji, nasi piłkarze przez pierwszą połowę meczu skutecznie wymieniali podania na własnej połowie i natychmiast gubili piłkę, gdy znajdowała się na stronie przeciwnej.
Przeczytaj koniecznie: Peszko gra o podwyżkę
Tak było aż do 43 min., gdy po dośrodkowaniu Iwańskiego Lewandowski zrobił z polu karnym zamęt. Wówczas Glik - mimo, iż wisieli na nim bramkarz i dwaj obrońcy - wepchnął ich wraz z piłką do bramki: 1:0!
Raz trafieni Tajowie stracili koncept, od tej pory przewaga drużyny polskiej była wyraźna. Drugiego gola strzelił w 52. minucie Małecki, a trzeciego w 86. Robak.
Mecz mógł się skończyć, ale sędzia uparł się, żeby Tajowie też coś strzelili. Zarządził więc rzut karny po faulu Sadloka. A jak Przyrowski obronił, ukarał go żółtą kartką i kazał strzelać jeszcze raz. Ponieważ groziło to strzelaniem do skutku, gol dla gospodarzy padł. Mecz można było skończyć.
Najlepszy w naszej drużynie - Kamil Glik.
Tajlandia - Polska 1:3
Bramki: Therdsak Chaiman 90+1-karny - Kamil Glik 43, Patryk Małecki 52, Marcin Robak 86
Czerwona kartka: Sławomir Peszko 84 (Polska)
Czy podobała wam się gra biało-czerwonych?