Do tej pory Peszko zarabiał w Lechu 20 tysięcy złotych miesięcznie.
Wiosną ma dostawać 60 tysięcy, a może nawet więcej. Wiele zależy od jego postawy w kadrze Polski. Pierwszy wielki krok już zrobił - strzelił bramkę i był najlepszym zawodnikiem naszej reprezentacji w meczu z Danią (1:3). Dobrą formę musi potwierdzić również dziś - w drugim spotkaniu Pucharu Króla, z Tajlandią.
- Od jakiegoś czasu ciągle muszę coś udowadniać - mówi "Super Expressowi" Peszko. - Wygrywając ostatnio piłkarskiego Oscara, postawiłem sobie bardzo wysoko poprzeczkę.
W Tajlandii Peszko też ma coś do udowodnienia selekcjonerowi Franciszkowi Smudzie (62 l.).
- Bo to nie jest tak, że będę grał u trenera Smudy, ponieważ on mnie zna z Lecha - zaznacza. - Na każdym zgrupowaniu, na każdym treningu muszę go przekonywać, że zasługuję na grę w kadrze. Wiem, czego ode mnie wymaga. Mieliśmy już w Tajlandii kilka spotkań z selekcjonerem. Dla niektórych była to nowość, ale ja bardzo dobrze pamiętam, jak one wyglądają. W Lechu też nieraz brał mnie do swojego gabinetu i ochrzaniał, że łapię zbyt wiele żółtych kartek i osłabiam drużynę. Tym razem trener powiedział wszystkim, że nienawidzi spóźnień i u niego obowiązuje idealna dyscyplina. To inna kadra niż u Beenhakkera, tam była już rozsypka.
Dobre występy w Lechu sprawiły, że Peszką zainteresowały się znane zagraniczne kluby, z Herthą Berlin i OSC Lille na czele. Piłkarz na razie nie pali się jednak do transferu.
- Bardzo dobrze czuję się w Lechu, a po zmianie klubu mogłoby być różnie. Być może siedziałbym na ławie, bo po zimowej przerwie ciężko byłoby mi wskoczyć do pierwszego składu mocnej drużyny. Jeśli jednak pojawi się superoferta, to będzie trzeba z niej skorzystać, najlepiej latem. Ale nie grzeje mi się głowa. Również dlatego, że mam jeszcze przez półtora roku ważny kontrakt, więc za darmo sobie nie odejdę - wyjaśnia lider Lecha Poznań.
Nie przegap!
Tajlandia - Polska, dziś, 12.15, TVP 1