Choć był to tylko mecz towarzyski, selekcjoner Adam Nawałka przykładał do niego bardzo dużą wagę. Bo chciał w nim nie tylko sprawdzić tych zawodników, którzy w eliminacjach grali mniej, albo w ogóle nie byli powoływani, ale też przetestować nowe ustawienie. I tak od pierwszej minuty biało-czerwoni wybiegli formacją 3-4-3 z trójką stoperów, dwoma wahadłowymi skrzydłowymi i dwójką środkowych pomocników.
Podczas zgrupowania trener najwyraźniej mocno pracował nad tym, co było naszą największą bolączką w minionych eliminacjach do MŚ 2018, czyli właśnie nad obroną. Bo mimo stosunkowo nowej taktyki, jaką zarysował, formacja defensywna wyglądała naprawdę solidnie. W przypadku strat Polacy natychmiast zagęszczali strefę, w której przebywali rywale, a sami starali się też naciskać ich pressingiem i odbierać piłkę. Stąd tak często futbolówkę w środku pola wyłuskiwali Jacek Góralski czy Grzegorz Krychowiak.
O ile dobrze było w tyle, tak w przodzie trudno szukać wielu pozytywów. Klasą samą dla siebie znów był Jakub Błaszczykowski, a po drugiej stronie w charakterystyczny dla siebie sposób szalał Kamil Grosicki, któremu jednak czasem brakowało pomysłu i dokładności. Niestety dało się odczuć brak Roberta Lewandowskiego. Ani Kamil Wilczek ani tym bardziej Jakub Świerczok nie zdołali zapełnić luki po kapitanie, choć trzeba przyznać, że ten pierwszy miał kilka sytuacji. Zabrakło mu jednak skuteczności.
To, co rzucało się w oczy, to też nieumiejętne kreowanie gry w ataku pozycyjnym. Bez Piotra Zielińskiego Polacy nie mieli reżysera i choć momentami z niezłym skutkiem tę rolę brał na siebie Krychowiak, to jednak widać było, że nie jest on klasycznym rozgrywającym.
A co można powiedzieć o samym meczu? Stosunkowo niewiele. Żadna ze stron nie stworzyła sobie stuprocentowych sytuacji i wydaje się, że bezbramkowy remis to wynik zasłużony. Adam Nawałka może być połowicznie zadowolony, bo na tle silnego rywala Polacy wypadli całkiem przyzwoicie. Sęk w tym, że Urugwaj też rozczarował i nie przypominał drużyny, która z takim powodzeniem grała w eliminacjach MŚ w Ameryce Południowej.
Największym wygranym tego meczu był zdecydowanie Bartosz Bereszyński. Ustawiony na prawym wahadle zawodnik Sampdorii Genua biegał jak nakręcony, często podłączał się do akcji ofensywnych i stwarzał zagrożenie na skrzydle, ale jednocześnie nie zapominał o obronie. Pod nieobecność Łukasza Piszczka wypadł bardzo pozytywnie i możemy być spokojni, że w razie kontuzji czy słabszej formy obrońcy Borussii Dortmund były gracz Legii Warszawa skutecznie go zastąpi. Swój debiut dobrze będzie też wspominał Jarosław Jach. Na jego korzyść przemawiał system, w który grali biało-czerwoni, bo w ustawieniu z trzema stoperami gra na co dzień w Zagłębiu Lubin. Młody zawodnik imponował czytaniem gry i choć czasem brakowało mu dokładności, to selekcjoner z pewnością zapamięta ten jego dobry występ.
Podobnie, jak w przypadku Jacka Góralskiego, który drugi raz w karierze od pierwszej minuty zaczął mecz reprezentacji. Był bardzo agresywny, ale w większości przypadków skuteczny. A takiego walczaka naszej kadrze brakuje. Zmiennicy podstawowych kadrowiczów dali więc radę, ale jednocześnie zabrakło tej iskry geniuszu, która pozwoliłaby ograć Urugwaj. Czyli w skrócie - zabrakło Roberta Lewandowskiego. A co ciekawe to dopiero drugi wynik 0:0 w historii występów biało-czerwonych na PGE Narodowym. Pierwszy padł na otwarcie stadionu w lutym 2012 roku w spotkaniu przeciwko Portugalii.
POLSKA - URUGWAJ 0:0
Polska: Boruc (45. Fabiański) - Cionek (46. Jędrzejczyk), Glik, Jach - Bereszyński, Krychowiak, Góralski (70. Zieliński), Rybus - Błaszczykowski (75. Mączyński), Wilczek (66. Świerczok), Grosicki (90. Makuszewski)
Urugwaj: M. Silva - Varela, Gimenez, Lemos, G. Silva - De Arrascaeta (74. Gomez), Vecino, Bentancur, Nandez (67. Sanchez) - Pereiro (60. Rodriguez), Cavani