Holenderski sc Heerenveen sprawiał wrażenie drużyny „szytej na miarę” pochodzącego z Dębicy zawodnika. - Miał supersezon, poznał ligę holenderską, czuł się w niej bardzo dobrze. Wskoczył do pierwszej jedenastki Heerenveen, był liderem już nie tylko linii obrony. Mógł iść wyłącznie w górę – analizuje niezwykłe postępy, dokonane przez byłego podopiecznego Marcin Brosz, który przez owe trzy lata miał Bochniewicza w Zabrzu pod swoimi skrzydłami.
W październiku'20, już jako zawodnik klubu z Eredivisie, stoper zadebiutował w „dorosłej” reprezentacji (wcześniej grywał w kadrach juniorskich swego rocznika oraz w młodzieżówce), zaliczając występy u Jerzego Brzęczka przeciwko Finlandii i Ukrainie. Od Paulo Sousy szans nie dostawał, choć w Heerenveen był pewniakiem. I wtedy zdarzyło się nieszczęście. W sparingu z FC Zwolle w sierpniu 2021 zerwał więzadła krzyżowe.
- Kontuzja zdarzyła mu się ona w momencie, w którym wielka piłka stała przed nim otworem. Na szczęście klub zachował się bardzo dobrze, szybko zareagowano na poważny uraz piłkarza – dopowiada Marcin Brosz. „Jest to ciężka chwila dla każdego sportowca, ale to nie koniec kariery. Jeszcze wrócę po swoje!” - zapowiedział wtedy Paweł Bochniewicz w mediach społecznościowych. I ani przez chwilę nie zwątpił w pomyślność rekonwalescencji. - Taka kontuzja i taka przerwa zawsze wytrąca zawodnika z rytmu, ale też – z drugiej strony - pokazuje kapitalny charakter Pawła, który ciężko pracował na powrót do zdrowia. Trzymam kciuki, żeby wrócił nie tylko do tej formy, jaką reprezentował, ale jeszcze poszedł do przodu – to jeszcze raz trener Brosz, pełen uznania dla byłego podopiecznego.
Powrót na boisko zabrać miał – według pierwotnych założeń – dziewięć miesięcy. Potrwał dwa miesiące dłużej, choć już w lutym polski obrońca napisał na Twiterze „Wspaniałe uczucie być z powrotem na boisku”, opatrując wpis zdjęciem z zajęć treningowych. Prawdziwa radość nastąpiła jednak dopiero teraz. W sparingu sc Heerenveen z zespołom złożonym z zawodników z regionu Gaasterlân-Sleat, wygranym przez pierwszoligowca aż 14:0, Bochniewicz zagrał pełne 45 minut.
„Prawie 11 miesięcy. Piękne uczucie” - skomentował ten moment reprezentacyjny stoper. - Bardzo się cieszę, że Paweł wrócił na boisko po naprawdę ciężkiej kontuzji – raduje się Marcin Brosz. I – znając charakter swego niegdysiejszego podopiecznego – przewiduje, że Bochniewicz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w walce o mundial! - Jego celem powinna być teraz nie tylko regularna gra w klubie na jeszcze wyższym poziomie niż dotąd – bo go na to stać, ale także... Katar. On już był w reprezentacji, poznał jej smak i powinien wierzyć, że do niej wróci. Znając jego ambicję i charakter, będzie krok po kroku ku temu dążyć. Byle tylko był zdrowy – dodaje.
Słowa szkoleniowca reprezentacji U-19 nie są tak abstrakcyjne, jak mogłyby się wydawać niektórym. Czesław Michniewicz po czerwcowym zgrupowaniu zapowiedział przecież, że zostawia jeszcze parę miejsc w potencjalnej kadrze na Katar dla zawodników, którzy dobrze prezentować się będą w sierpniu i we wrześniu w swych klubach. Takich graczy, którzy w ostatnich miesiącach (albo tygodniach) leczyli urazy, jest sporo. Co ciekawe – paru z nich to właśnie środkowi obrońcy: Paweł Dawidowicz, Bartosz Salamon, wreszcie Bochniewicz. Nie sposób wykluczyć, że selekcjoner będzie więc rozważać uzupełnienie linii defensywnej o którego z rekonwalescentów. - Każdy piłkarz musi o tym marzyć i mieć nadzieję, że to osiągalne – kończy Marcin Brosz, rekomendując gracza Heerenveen trenerowi Michniewiczowi i jednocześnie mocno za niego trzymając kciuki.