Był gwiazdą Śląska i Widzewa, z którym podbijał Europę. W barwach tych klubów trzy razy był wicemistrzem i zdobył Puchar Polski. Później z ekipą Hannover 96 sięgnął po Puchar Niemiec. Od kilku dekad mieszka pod Hanowerem.
Roman Wójcicki przy okazji EURO odwiedził naszą kadrę
Właśnie to miasto było bazą Biało-czerwonych w trakcie EURO. Dlatego mając kadrowiczów pod ręką, Wójcicki skorzystał z okazji i odwiedził drużynę narodową podczas zmagań grupowych. Był czas, aby obejrzeć trening, porozmawiać i zrobić zdjęcia z selekcjonerem Michałem Probierzem czy z Robertem Lewandowskim.
Choć Wójcicki był stoperem, to zdarzało mu się strzelać sporo goli, tak jak to robi „Lewy”. Jego atutem był wzrost (193 cm). Wyróżniała go lekko przygarbiona sylwetka i trochę „szczudłowate” nogi. Czasami się z niego podśmiewano, ale częściej jednak zbierał oklaski. Tak jak podczas turnieju o Złoty Puchar Nehru, na który w 1984 roku zabrał go trener kadry Antoni Piechniczek. W Indiach okazało się, że obrońca Widzewa ma talent snajperski.
- W okresie juniorskim, w Stali Nysa i w Odrze Opole, grywałem jako ofensywny pomocnik – mówił. - Gdy wyrosłem, przestawiono mnie na obronę. Ale czułem pociąg do zdobywania bramek. Zresztą miałem się od kogo uczyć, bo w Odrze za moich czasów gole strzelał Józef Klose – przypominał w rozmowie z „Super Expressem”.
Medalista MŚ miał niespodziewaną refleksję, wypalił w czterech słowach!
W Kalkucie każdy mecz Polaków (pięć grupowych i finał) gromadził na trybunach co najmniej 80 tysięcy widzów. Wójcicki strzelił gola Vasasovi Budapeszt i rumuńskiej młodzieżówce, a w wielkim finale – reprezentacji Chin.
- Miałem nosa w polu karnym, a piłka mi na ten nos spadała. Krótko mówiąc, instynkt miałem jak Lewandowski! – wypala z uśmiechem Wójcicki, który z trzema golami został królem strzelców. Polacy zabrali do kraju trofeum za triumf w zawodach i 54 tys. dolarów, a stoper za wygranie klasyfikacji dostał oryginalną nagrodę.
- To był... ręcznie tkany dywan, który po ceremonii zakończenia czekał na mnie w hotelu - opowiada. - Mam go do dziś! Czasem przed położeniem się do łóżka rzucam na niego okiem i wspominam... legendarnego kapitana Anglii, mistrza świata z 1966 roku. Bo to słynny Bobby Moore uściskiem dłoni gratulował mi sukcesu – zdradza.
W kadrze Wójcicki zagrał 66 meczów, strzelił dwa gole. Po karierze osiadł w Niemczech. W Neustadt pod Hanowerem z żoną i synem prowadzą gabinet fizjoterapii.
- Daje mi to wielką satysfakcję – podkreśla. - Jestem też trenerem w szkółce Hannover 96, w której odpowiadam za chłopaków w wieku 6-14 lat. Ponadto gram w lidze oldbojów. Kolana już nie w tej formie, ale wciąż jest frajda - zaznacza Wójcicki.