Teraz młodszy z braci mierzy się z nowym wyzwaniem. Mając wsparcie ukraińskiej agencji piłkarskiej ProStar, zdecydował się zaangażować (na razie kupując 0,74 procentu udziałów w sportowej spółce) i organizacyjnie w „czerwoną latarnię” pierwszej ligi, Zagłębie Sosnowiec. Na razie sosnowiczanie wciąż zamykają tabelę i i ich szanse na pozostanie na dotychczasowym szczeblu są coraz mniejsze. Rafała Collinsa przy okazji zapytaliśmy również o futbol znacznie większego kalibru, niż boiska zaplecza ekstraklasy.
„Super Express”: - Pańskie pojawienie się w Sosnowcu w roli inwestora – a także kandydata do większościowego udziałowca – pierwszoligowego Zagłębia to niespodzianka. Pasjonował się pan wcześniej futbolem?
Rafał Collins: - Owszem. Jestem długoletnim kibicem Chelsea, tam się wychowałem. Kibicem równie zażartym, jak zażartym fanem Arsenalu jest mój brat. Wspierałem ją w dobrych momentach – wygrywaliśmy przecież Ligę Mistrzów – ale i wtedy, kiedy bywało ciężko. A to jest chyba jeszcze ważniejsze: być z drużyną wtedy, kiedy potrzebuje cię ona najbardziej.
- A „braterskie sprzeczki braci Collins” na tle kibicowskim bywały gorące?
- Mówiąc półżartem – półserio: derby Arsenal – Chelsea to czas absolutnej kosy między nami! Nie ma wtedy zmiłuj, jeden drugiemu nie odpuszcza. Zresztą jeśli tylko jest okazja – w postaci porażki którejś z tych drużyn – natychmiast wysyłamy sobie złośliwe screenshoty i memy (śmiech).
- Mówi pan o wielkim futbolu. No to gdzie tu miejsce dla polskiej piłki?
- Nie była mi obca. Owszem, po 15 latach pobytu w Wielkiej Brytanii i oglądania tamtych meczów, przestawienie się na tory polskiego futbolu wymagało trochę… zaangażowania. Wbrew pozorom jednak, nasza liga jest bardzo ciężka, trudna – zwłaszcza pod względem fizycznym, pod względem walki i agresji. W polskiej lidze – mówiąc wprost - też jest na co popatrzeć. Dlatego jeśli popyta się polskich zawodników, to niejeden potwierdzi, że interesowałem się tematem polskich klubów. W każdym razie Zagłębie nie jest pierwszym, o którym myślałem.
Na jaw wyszła prawda na temat Rafała Collinsa. Celebryta zrobił to za śmieszne pieniądze, zgodzili się od razu
- Przez pana ręce – fani programu „Odjazdowe bryki braci Collins” wiedzą to doskonale – przechodziły maybachy, mercedesy, porsche i inne wypasione marki. Wśród pańskich znajomych nie brak też podobnych „limuzyn” w świecie piłkarskim, prawda?
- Owszem, miałem kontakt z wieloma znakomitymi polskimi piłkarzami. Dzięki temu dziś mam możliwość podniesienia słuchawki, wybrania numeru i zasięgnięcia opinii oraz świeżego spojrzenia ze strony wielu byłych i obecnych zawodników kadry narodowej. Będę z nich korzystał w pracy w Zagłębiu. Nie maybachy, nie mercedesy: pokora, głowa w dół, skromnie i do przodu.
- Kontakt biznesowo-szołbiznesowy miał pan między innymi z Wojciechem Szczęsnym. Do dziś go utrzymujecie?
- Z Wojtkiem Szczęsnym problem jest jeden: on… za dobrze gra w FIFĘ. Nie da się z nim wygrać, ostatnio pokonał mnie bodaj 6:1! Wojtek wsparł nas także dobrym słowem w reportażu z cyklu „Uwaga. Kulisy sławy”. A ja z kolei mocno mu kibicuję w każdym jego meczu. Zrobił dla nas niebywałą robotę w mistrzostwach świata. Obroniony karny Leo Messiego zostanie z nim – i z nami – do końca życia!
- Rozumiem, że pan chciałby go namówić, aby nie trzymał się tak bardzo deklaracji o końcu kariery reprezentacyjnej przy okazji EURO 2024?
- Na razie życzmy sobie wszyscy, abyśmy w tym EURO 2024 mieli Wojtka w jego najlepszej formie!
- Mówiliśmy o Chelsea, ale i polskich gwiazdach boisk. A pańscy zagraniczni idole?
- Wielu ich było, od Davida Beckhama poczynając. Natomiast w tej chwili – i to od dłuższego czasu - bardzo podoba mi się boiskowa, ale i pozaboiskowa postawa Sadio Mane. Jest nie tylko świetnym piłkarzem, ale i bardzo pozytywnym człowiekiem. Nie zapomniał, skąd się wywodzi, mocno udziela się charytatywnie. Nie afiszuje się ze swym gwiazdorstwem.
- Po co panu – człowiekowi sukcesu przecież – ta ryzykowna gra z futbolem w Sosnowcu?
- Sukces to bardzo pojemne słowo, pod którym rozumieć można wiele różnych rzeczy. Patrząc na to, skąd się wywodzę, jaki miałem start w życiu, sukcesem było najpierw to, że udało się wyjechać do Anglii, gdzie zaczynaliśmy na zmywaku. Teraz sukcesem jest to, że mamy okazję robić wiele fantastycznych rzeczy. Były takie momenty, w których pewnie powiedziałbym, że nigdy mi się one nie udadzą. W tym pomyśle też chodzi przede wszystkim o rozwój, progres. A więc – najpierw pokora, ciężka praca. Zobaczymy, czy uda się wygrać przetarg [na większościowy pakiet udziałów Zagłębia].