"Super Express": - W Brunszwiku masz status gwiazdy?
Rafał Gikiewicz: - Jestem ważnym ogniwem zespołu. Brunszwik jest zakochany w Eintrachcie, czasem ciężko przejść w spokoju po ulicy czy w centrum handlowym. Czuję zaufanie trenerów, kolegów i kibiców, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyłem.
- Kibice oszaleli na twoim punkcie. Jeden z nich wyprodukował nawet obuwie z twoją podobizną.
- Do tanich nie należały, bo kosztowały 100 euro (śmiech). Staram się utrzymywać kontakt z fanami, dlatego sam prowadzę stronę na Facebooku, a gdy gramy na wyjeździe i widzę kibica, który przejechał za nami 500 km to chętnie daję mu koszulkę. To buduje więź.
Wladimir Dwaliszwili wrócił do Ekstraklasy. Wzmocnił Pogoń Szczecin
- Początki jednak nie były łatwe.
- Koledzy z drużyny wspominają, że gdy przyjechałem pierwszy raz wyglądałem jak kaleka. Trafiłem tu z rezerw Śląska, czułem się jak kierowca, który nie jeździł kilka lat, a nagle kazali mu zrobić kilka tysięcy kilometrów. Teraz jestem kozak. Nadrobiłem zaległości, nadal się rozwijam i jestem coraz lepszym bramkarzem.
- W marcu zagrałeś przeciwko Bayernowi na Allianz Arenie (0:2) w Pucharze Niemiec. Kolana się nie trzęsły?
- To nieprawdopodobne przeżycie. Zaprosiłem na mecz mamę, żonę i syna, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i czy znów będę mógł zagrać na takim stadionie. Przed meczem przyglądałem się uważnie rozgrzewce Manuela Neuera, by wyciągnąć coś dla siebie. Gra co tydzień na takich obiektach w Bundeslidze to mój cel. Jeden z wielu.
- Jakie masz jeszcze?
- Wypisałem je na kartce i mam nadzieję, że w czerwcu zakreślę wszystkie. Chciałbym zagrać 15 meczów bez straty bramki. Jeśli to się uda, to znaczy że będziemy bili się o najwyższe cele. Kolejnym jest gra w Bundeslidze, chcę przejść do historii klubu i wywalczyć promocję. Poza tym, nie ukrywam, że wciąż myślę o kadrze. Nie spocznę, dopóki nie dostanę powołania.
- Jesteś niedoceniany w Polsce?
- Czasem słyszę, że 2. Bundesliga jest za słaba. Nonsens, to jedna z dwóch najlepszych drugich lig na świecie, obok angielskiej. Na każdy mecz przychodzi komplet kibiców, bazy i zaplecza nawet nie ma co porównywać z Polską. Większość piłkarzy z Ekstraklasy chciałaby grać w tak poukładanym organizacyjnie i finansowo klubie, jak Eintracht.
- Kontaktował się z tobą ktoś z kadry?
- Nie, nawet nie wiem czy mnie oglądają. W reprezentacji mamy super bramkarzy, ale nie uważam, bym był od nich o wiele słabszy. Mam tylko nadzieję, że w kadrze wiedzą o moim istnieniu i choćby o tym, że w 5 meczach tego sezonu nie puściłem bramki w 3.
- Zaprosiłbyś Nawałkę do Brunszwiku?
- Oczywiście, jeszcze zapewnię nieograniczoną ilość biletów VIP-owskich (śmiech)! Skoro z broniący się przed spadkiem z Serie B Thiago Cionek, czy występujący do niedawna w lidze chińskiej Krzysztof Mączyński mogą dostać powołanie, to dlaczego mam o tym nie marzyć? Pierwszy krok do kadry już zrobiłem, skontaktowałem się z człowiekiem odpowiedzialnym za odżywki w reprezentacji i zamówiłem takie same.
- Wracasz jeszcze myślami do wydarzeń w Śląsku?
- Jakiś konflikt był, bo stanąłem w obronie brata, jednak z Sebastianem Milą mam dobry kontakt, choć mówiło się, że się nienawidzimy. Chyba dobrze się stało, że trafiłem do rezerw, bo dzięki temu za darmo odszedłem do Eintrachtu. To nie było normalne, że musiałem zrzec się pensji. Poza tym, w rezerwach trenowałem z 16-latkami, którzy mówili do mnie na "pan" i pytali czy w szkole mogą opowiedzieć, że podwiozłem ich do domu. Życzę klubowi wszystkiego najlepszego, ale proszę zobaczyć gdzie teraz są piłkarze Śląska z tamtych czasów, a gdzie ja. To chyba najlepsza odpowiedź.