- Przed wyjazdem na kadrę przekomarzałem się z kolegami z warszawskiej Legii o szansach Polaków w meczu ze Słowacją. Najgłośniej śmiał się ze mnie Roger, który był nawet gotowy założyć się, że w Bratysławie strzeli mi gola. I jakby teraz wyglądał? Zakład przegrałby z kretesem! - mówi z przekąsem Jan Mucha (26 l.).
Wprawdzie bramkarz Legii znalazł się w kadrze Słowacji na spotkanie z Polską, lecz z powodu kontuzji łydki musiał opuścić zgrupowanie.
- Pozostał niedosyt, bo wiele sobie obiecywałem po konfrontacji z Polakami - zaznacza Słowak. - Tyle że nie było mi dane przeciwko wam zagrać. Szkoda, bo na pewno bym wybronił wszystkie bramkowe sytuacje - śmieje się Jan. - Jednak zdrowia nie oszukasz. Doprowadzę się do porządku i zagram w rewanżu!
Bramkarz Legii nie ukrywa, że selekcjoner Słowacji Vladimir Weiss wypytywał go o polskich piłkarzy.
- Na kilka minut zamieniłem się w szpiega - uśmiecha się Mucha. - Wskazałem nazwiska trzech piłkarzy, na których trzeba uważać. To Błaszczykowski, Brożek i Roger. Dużo o nich opowiadałem - zdradza.
Przed meczem z Polską największym zmartwieniem Słowaków jest zestawienie linii obrony.
- W spotkaniu z San Marino czerwoną kartkę dostał stoper Roman Kratochvil - opowiada. - Jego miejsce zajmie Miro Karhan, który normalnie występuje jako defensywny pomocnik. Być może na środku obrony pojawi się Radek Zabavnik, powołany w ostatniej chwili. Jakby tych kłopotów było mało, to jeszcze rozchorował się Marek Sapara. Dopadł go wirus i przez kilka dni leżał w łóżku - zdradza.
Na Słowacji oczekują wygranej z Polską. Jednak Mucha jest bardziej ostrożny i typuje remis.
- Przed wyjazdem koledzy rzucili do mnie: "Janek, nic się nie martw, wygramy dla ciebie" - mówi. - Zagramy na luzie, bo chcemy w tej grupie namieszać. Polska jest faworytem, a my nie mamy nic do stracenia - zapowiada bramkarz słowackiej kadry.