Krzynówek: Słowaków znam jak własną kieszeń

2008-10-14 8:00

- Od Słowacji zaczęła się moja przygoda z reprezentacją i mam nadzieję, że na Słowacji się nie skończy - śmieje się Jacek Krzynówek (32 l.).

Krzynówek debiutował w drużynie narodowej niemal 10 lat temu. W listopadzie 1998 roku, w wyjazdowym meczu ze... Słowacją

- W Bratysławie było 3:1 dla nas - przypomina pomocnik reprezentacji Polski. - Wygraliśmy wtedy pewnie. Teraz też jedziemy po trzy punkty - zapewnia.

Krzynówek to prawdziwy weteran polskiej kadry. Wystarczy przypomnieć nazwiska zawodników, z którymi grał w tamtym spotkaniu w Bratysławie: Michalski, Czereszewski, Łapiński, Czerwiec. Oni dawno już w piłkę nie grają, a Krzynówek wciąż jest filarem reprezentacji. I ciągle uczy się czegoś nowego. Ostatnio gry na lewej obronie.

- Grałem już na prawej i lewej pomocy, także w środku. W meczach z San Marino i z Czechami rzuciło mnie na lewą obronę - śmieje się "Krzynek". - Nawet Michał Żewłakow żartował, że jestem już bardziej wszechstronny od niego. Początkowo nie czułem się najpewniej, ale najgorzej chyba nie wypadłem. Plamy nie dałem - cieszy się.

W meczu ze Słowacją Leo Beenhakker znów postawi na Krzynówka. Piłkarz Wolfsburga przestrzega, że to będzie znacznie cięższy mecz niż z Czechami.

- Dobrze znam ich zespół - mówi. - Z Robertem Vittkiem i Markiem Mintalem występowałem w Norymberdze, a z Miro Karhanem w Wolfsburgu. To bardzo dobrzy piłkarze. Marek był przecież królem strzelców w drugiej lidze niemieckiej, a w Bundeslidze też strzelał jak na zawołanie. Podobnie Robert. A Miro grał przecież kiedyś w Betisie Sewilla, a interesowało się nim wtedy nawet Atletico Madryt. Ci piłkarze do tej pory występują w reprezentacji, a poza tym Słowacy grają u siebie. Łatwo nie będzie - kończy Krzynówek.

Najnowsze