Zdaniem "Daily Star" to właśnie Liverpool i West Ham chcą włączyć się do wielkiej bitwy o Teodorczyka, która najpewniej rozegra się po tym sezonie. Liverpool to bardzo wysokie progi, ale statystyki Teodorczyka są w tym sezonie tak wyśmienite, że zainteresowanie nawet tak mocnych klubów dziwić nie może.
W czwartek Polak zaczął mecz Pucharu Belgii z Charleroi na ławce, bo trener Weiler chciał go oszczędzić. "Teo" pojawił się na boisku dopiero w drugiej połowie, ale wystarczyło mu kilka minut, aby strzelić kolejnego gola. To było trafienie numer 20 w 24. meczu Polaka dla Anderlechtu. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2, a rozstrzygnięte zostało dopiero w karnych. Tu, niestety, Teodorczyk się nie popisał, bo to właśnie on popsuł "jedenastkę", która zadecydowała o tym, że "Fiołki" odpadły z rozgrywek. Ten "incydent" nie ma jednak wpływu na zainteresowanie Polakiem, który w Brukseli "wykręca" statystyki niewidziane tam od lat.
W samej tylko lidze Teo uzbierał 12 trafień po 16 kolejkach (grał w 15 meczach), a żeby znaleźć drugiego tak skutecznego w tym zespole piłkarza, trzeba się cofnąć do sezonu 2000-2001. Wtedy taką samą skutecznością na tym etapie rozgrywek popisał się Czech Jan Koller, który brylował wówczas w duecie z Tomaszem Radzińskim. Potem Koller odszedł do Borussii Dortmund, a Radziński do Evertonu i wiele wskazuje na to, że Teodorczyk pójdzie ich śladem i też trafi do dużo mocniejszego klubu. Do tej pory Liverpool lubił stawiać na Polaków, ale raczej w bramce (kiedyś Jerzy Dudek, teraz w młodzieżowym zespole Kamil Grabara). Może czas na napastnika znad Wisły?
A skoro o czasie mowa, to Teodorczyk nie traci go również poza boiskiem. Niedawno założył firmę TeoInvest w Żurominie i chce działać na rynku nieruchomości. Ci, którzy go znają, mówią, że mądrze inwestuje zarobione pieniądze, więc niewykluczone, że poza boiskiem poradzi sobie równie dobrze jak na nim.