Michał Probierz, nowy selekcjoner polskich piłkarzy, w tych eliminacjach zdobył na razie cztery punkty. Jego podopieczni w Torshavn wygrali z Wyspami Owczymi 2:0, a następnie w Warszawie zanotowali sensacyjny i bardzo gorzko smakujący remis 1:1 z Mołdawią. Największe straty punktowe zostały jednak poniesione za krótkiej, niespełna dziewięciomiesięcznej, kadencji Fernando Santosa.
Za czasów Portugalczyka nasi zawodnicy przegrali wszystkie trzy mecze wyjazdowe w kwalifikacjach: z Czechami w Pradze (1:3), z Mołdawianami w Kiszyniowie (2:3) i z Albańczykami w Tiranie (0:2). To właśnie ta ostatnia porażka była kresem przygody Portugalczyka z „orłami”.
Czemu doświadczonemu selekcjonerowi – z tytułem mistrza Europy na koncie, zdobytym z jego rodakami w 2016 roku – nie wyszło z Biało-Czerwonymi? Werner Lička, renomowany szkoleniowiec czeski doskonale znający polską piłkę (pracował tu wiele lat, sięgając z krakowską Wisłą po triumf w ekstraklasie), ma do opowiedzenia bardzo konkretną historię, tłumaczącą – jego zdaniem – klęskę Santosa.
- Ta jego przygoda z wami przypomina mi to historię naszego wybitnego trenera, Karela Brücknera – mówi Lička. - Pracował z czeską kadrą w latach 2001-2008, miał pokolenie znakomitych piłkarzy: Čecha, Šmicera, Poborskiego, Baroša Rosickiego, Nedvěda, Kollera, z którym w 2004 roku zaszedł aż do półfinału mistrzostw Europy. Po zakończeniu pracy z naszą reprezentacją objął austriacką. I po kilku miesiącach został zwolniony z pracy, nie osiągając żadnych sukcesów – przypomina nasz rozmówca.
To dlatego Fernando Santos poniósł klęskę z Biało-Czerwonymi
A potem już konkretnie podaje przyczyny niepowodzeń obu selekcjonerów. - Nawet bardzo dobry trener, ale wnikający w nowe otoczenie, w nową kulturę, w inną mentalność, musi mieć czas na ogarnięcie tego wszystkiego – podkreśla rzecz oczywistą i fundamentalną. - Gdyby Santos pracował w polskim klubie, miałby czas każdego dnia poznawać zastaną rzeczywistość i ją zmieniać według swej wizji – dodaje Lička, wskazując różnice między klubem a kadrą.
- W reprezentacji selekcjoner ma zwykle tylko 2-3 treningi, w tym ten pierwszy – najczęściej w obecności ledwie kilku zawodników. I musi w tym czasie zrobić z powołanych zgrany zespół! - czeski szkoleniowiec podkreśla trudności stojące przed każdym opiekunem reprezentacji, odnosząc je także do pracy Fernando Santosa w Warszawie.
Ale też znajduje element wyróżniający Portugalczyka spośród innych selekcjonerów i wyzwań przed nimi stojących. I trudno te słowa Lički nazwać argumentem w obronie Santosa. - Jeśli trener kadry nie zna miejscowego języka, trudniej mu rozwiązać jakikolwiek problem i przekazać drużynie swoją wizję – wyjaśnia nasz ekspert. A my dodajmy, że Santos nie tylko nie znał polskiego, ale także unikał porozumiewania się po angielsku. Był to więc (w kontekście wyjaśnień doświadczonego Czecha) jeden z najważniejszych „felerów” portugalskiego selekcjonera i fundamentów jego porażki...