"Michał Skiba, Super Express": Teraz wszyscy wracają do pytania czy Robert Lewandowski powinien zagrać w meczu z Andorą.
- Wychodzę z założenia, że skoro przyszedł Paulo Sousa i nie był do końca zadowolony z gry zespołu w meczu z Węgrami, bo presja i oczekiwania były, by w Budapeszcie zdobyć trzy punkty, to z Andorą na pewno musi wygrać. Po spotkaniu w Budapeszcie więcej było krytyki niż pochwał. Wiedziałem, że ten skład na Andorę będzie w 90 proc. najmocniejszy do 60. minuty. To był czas, by strzelić rywalowi trzy lub cztery gole, aby mieć spokój i zadowolić kibica. Żyliśmy w przeświadczeniu, że Robert jest jak skała i nic go nie rusza. W ostatnich pięciu sezonach nie odpuszczał meczów. Ciągle był do dyspozycji w Bayernie i kadrze. Dla nas to teraz bardzo gorzka pigułka do przełknięcia. Ja od początku byłem przekonany, że Robert jednak zagra z Andorą od pierwszej minuty.
- Z planów o zaskoczeniu Anglików otwartą i ofensywną grą mogą wyjść nici. W niedzielę trójka napastników: Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek znalazła się na boisku. A mówiło się, że może tak być również na Wembley.
- Myślę, że taki wariant i tak by nie przeszedł. Sousa chciał dać pograć Piątkowi, który zaliczył dobre wejście w meczu z Węgrami i wiedział, że Milik potrzebuje goli w kadrze. Chciał go trochę podbudować, liczył na jego trafienia. I również nie wyobrażał sobie, by grać bez Lewandowskiego. Znalazł miejsce dla wszystkich, sądząc, że każdy strzeli po golu dla lepszego nastroju, poczucia mentalnego. Nie dość, że Milik i Piątek nie strzelili gola i odczuwają niedosyt, to jeszcze mamy kontuzjowanego Roberta.
- Kibice taką wieścią są załamani, pewnie Robert Lewandowski, mając przed sobą mecz na Wembley i szanse na pobicie rekordu Gerda Muellera również nie jest zachwycony…
- Jeżeli jesteś piłkarzem, to takie momenty masz wkalkulowane w zawód. Przez 10 lat Robert uniknął urazów, a na złapanie kontuzji praktycznie nigdy nie ma dobrego momentu, chyba, że to sam początek sezonu i dopiero wchodzi się na wysokie obroty. Wtedy to można jakoś zrozumieć. Teraz może być tak, że będzie pauzował cały kwiecień, a przed nami maj czyli rozstrzygnięcia w rozgrywkach klubowych, potem Euro...
- Co w takim razie nas czeka w środę na Wembley? Zagramy jednym napastnikiem i zabezpieczymy środek boiska, obronę?
- Nie sądzę, że z Anglikami na Wembley chcieliśmy grać atakiem pozycyjnym. Nie bujajmy w obłokach. Wydaję mi się, że bez Roberta zagramy w taki sposób, że Milik lub Piątek rozpocznie spotkanie na ławce rezerwowych. Zagramy bardziej defensywnie, próbując kontratakować. Takie powinno być podejście Sousy.
- Panu się debiut portugalskiego szkoleniowca podobał? Jak ocenić taki rollercoster?
- Po jednym meczu trudno wyciągać wnioski na temat samego selekcjonera. Na pierwsze spotkanie patrzę z optymizmem, ale nie mam daleko idących opinii. Jest za wcześnie. Mecz był jednak chaotyczny. Do 60 minuty panował chaos, co nie oznacza, że Węgrzy nie mieli takiego samego problemu, po prostu wbili dwa gole. Dopiero wejście Piątka i Kamila Jóźwiaka rozłożyło ich na łopatki, a nasza gra się poukładała. Remis wydawał się w miarę zadowalający, zwłaszcza mając w pamięci godzinę gry w naszym wykonaniu.
- Mimo że Anglia wygrała wtedy to spotkanie 2:1, to czy gol na Old Trafford jest Pana ulubionym w karierze?
- Najczęściej wspominane mi są gole z Barceloną i Anglią, ale są to trafienia z przegranych spotkań. Doceniam każdą bramkę, ale bardziej cieszą te zwycięskie, choć trzeba przyznać, że na Old Trafford farfocla nie strzeliłem.