Grzegorz Wojtkowiak

i

Autor: archiwum se.pl 65. miejsce, Grzegorz Wojtkowiak (29 l.), piłka nożna, 1 200 000 zł Wiosną 2012 zdecydował, że nie przedłuży umowy z Lechem Poznań (zarobki ok. 800 tys. zł rocznie). Tuż przed zakończeniem ubiegłego sezonu podpisał 3-letni kontrakt z TSV Monachium. W 2.Bundeslidze roczna gaża obrońcy to ok. 350 tys. euro. Niemiecki klub zabiegał o Polaka, który miał pomóc w awansie do pierwszej ligi. Jednak z tym może być problem, bo "Lwy" zajmują miejsce w środku stawki. Jedyną szansą stanowi baraż. Aby się w nim znaleźć, trzeba zająć trzecie miejsce, do którego teraz zespół traci 5 punktów. "Dyzio" domowy budżet wzbogacił także o premię za dwa punkty zdobyte na EURO. Gdy grał w Lechu, korzystał z białego bmw X5.W 2011: nieobecnyPrognoza: awans

Ukraina - Polska. Ceremonia pogrzebowa wciąż trwa. Kolejny akt na Wembley. Za nami popis Dyzia

2013-10-13 0:40

Polska bezkonkurencyjna. Absolutnie. W specyficznym wyścigu do Brazylii, polegającym na oddawaniu punktów rywalom. Angielski futbol przewklekle choruje, ukraiński należałoby najpewniej zaorać, ale to nasz umarł. Dycha, bo ktoś sztucznie podtrzymuje funkcje życiowe, a reszta nie zauważyła, że dalsza zabawa ma tyle sensu, co wznoszenie zamku na nadmorskiej plaży tuż przed nadchodzącym sztormem. W Charkowie przebiliśmy dno szamba, na Wembley zobaczymy, jak głęboko potrafimy kopać.

Po takim spotkaniu najtrudniej znaleźć odpowiedź na jedno pytanie. O pozytywy. Wynik? Fatalny. Styl? Nie istnieje. Perspektywy? Koszmarne. Nadzieje? Bez żartów. Andros Townsend to dla Grzesia Wojtkowiaka realne zagrożenie życia. Jak kilku razy skręci, gwiazda TSV 1860 Monachium połamie kolana. Stoperzy nie lepiej. Sturridge wygrałby na 100 metrów z Szukałą, nawet gdyby nasza 'ostoja' dostała pięćdziesięciometrowe fory. Jędrzejczyk poległby w podobnym pojedynku jadąc na rowerze. Defensor FK Krasnodar to taka nasza futbolowa Justysia Kowalczyk. Biega jak zawodowy narciarz. Tylko nart nie ma, a ziemia nieszczęśnie się pod nim ugina. W Charkowie nie miał żadnych problemów z ustawieniem. Skąd bowiem nie startował, do piłki i tak nie dobiegał. Profesor.

>>>Skrót meczu Ukraina - Polska!

Trudno byłego zawodnika Legii zresztą o to winić. Po prostu konsekwentnie trzyma poziom. W ataku fatalny, w obronie bezbronny. Pytanie, po co Fornalik konsekwentnie robi z niego reprezentanta. Albo co mu nagle wpadło do łba z Wojtkowiakiem. Były piłkarz Lecha to zresztą największa zagadka naszego futbolu. Albo ma masę znajomości, albo to najsympatyczniejsza osoba na świecie. Facet ruchowo przypomina automat montażowy w fabryce Volkswagena, a na jego umiejętności zdążyło nabrać się już od 2008 roku trzech selekcjonerów. Tylko Stefan Majewski znalazł dla 'Dyzia' odpowiednią pozycję - fotel, dom, telewizor. Pozostali udawali zaskoczonych, gdy były defensor Lecha seryjnie rozkładał im strategie.

Porażka z Ukrainą przeraża. Nie dlatego, że znowu ominie nas wielki turniej międzynarodowy. Zdarza się lepszym od nas. Przede wszystkim jednak boli bezradność reprezentacji. Wesoła przygoda smutnego Waldemara chyba zupełnie pozbawiła sił witalnych Błaszczykowskiego, w Charkowie widzianego głównie w pozycji leżącej. Sobota w towarzyskim starciu z Danią zachwycił swobodą boiskowych ruchów, w piątek przede wszystkim irytował wprowadzanym chaosem. Peszko wparował na murawę niczym tatrzański halny, ale tylko jak zawitał w pole karne, aktualne stało się pytanie na temat jego trzeźwości. Spudłował niemiłosiernie. Klich podobnie jak Sobiech. Jeden grał jednak ponad godzinę, drugi cały mecz przesiedział na ławce, ale efekt zaliczyli ten sam. Żaden.

>>>Nie tylko Polacy się skompromitowali. Zobacz inne wyniki piątkowych spotkań!

Przede wszystkim jednak Polacy znowu nie potrafili narzucić własnego stylu gry. Podporządkowali się rywalom. A ci - jak pokazało piątkowe 90 minut - najcelniej kopią w nogi, więc bandy Fomienki i Fornalika urządziły sobie na murawie prawdziwe oblężenie Zbaraża. W pierwszych minutach wydawało się wręcz, że obie strony tak sobie wzięły do serca zaledwie 23 miejsca w samolocie do Brazylii, że potencjalnych rywali dosłownie postanowili wyciąć w pień. Na szczęście nasz przezorny strateg Waldemar wziął do Charkowa Mariusza Lewandowskiego i 'Cycuś' uratował honor. Piłkarsko zaprezentował się średnio, ale rozpalone poliki i bojowa mina wskazywały, że założenia dostał inne. Miał bić, palić i mordować. W pewnym momencie dodatkowo zaczął rozgrywać i można było zgłupieć. Co robił przez ostatnie 4 lata? Niewiadomo.

Desperacja Fornalika nie pomogła. Kończymy eliminacje ze wstydem, jako jedni z największych przegranych na Starym Kontynecie. Pozbawieni jakichkolwiek planów czy perspektyw. Szukający odpowiedzi w selekcjonerze, a nie zauważający, że zawodzą przede wszystkim wykonawcy. Waldemar Fornalik ostatnimi decyzjami personalnymi zupełnie się skompromitował, ale nie trudno zauważyć, że wiele więcej zrobić już nie mógł. W piłkę nie trafił 'Dyzio', nie trener, ale prawdopodobnie dla Waldka nadchodzące spotkanie z Anglią jest ostatnim aktem przygody z reprezentacją, a Grzesiu Wojtkowiak pewnie jeszcze wróci. Jak rak.

>>>Zobacz zapis relacji live z pogrzebu polskiego futbolu!

Na Wembley jedziemy grać o honor, fanów, albo, nazywając rzeczy dobitniej - o nic, czyli zgodnie z preferencjami klientów eksluzywnego biura podróży o nazwie PZPN. Kilka przebieżek, parę podań, ze trzy wywiady, zakupy w Londynie i jak trener da, ławka rezerwowych, co by wstydu oszczędzić i nie firmować stypy swoim nazwiskiem. Ot, życie reprezentanta Polski. Najszczęśliwszego pracownika świata. Dumnie brzmiąca fucha, polegająca na otrzymywaniu wpierdoli w co bardziej egzotycznych miejsach świata, przerywana przesiadywaniem na ławce rezerwowych w często jeszcze dalej oddalonych krainach. Za niewyobrażalne pieniądze.

Nauka to potęgi klucz? Co za bzdura...

Najnowsze