Videoblogi SE: Piotr Koźmiński. Legia: Artur Boruc? Nie chcieliśmy się ośmieszać naszą ofertą

2017-11-14 9:00

Artur Boruc (37 l.)  jest jedynym polskim piłkarzem, który ma… gwiazdę na niebie.  O byłego bramkarza Celticu walczył też kiedyś… Jacek Kurski, domagając się od Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego gotowości do interwencji  w  obronie bramkarza. 65-krotny reprezentant Polski kilka lat temu znalazł się też w niebezpieczeństwie, bo szkocki szaleniec groził, że go zastrzeli. No i dla wielu kibiców Legii najważniejsza kwestia: czy w ostatnich latach klub składał mu ofertę? Dziś vlog o Borucu. W innym ujęciu  niż zwykle, bo, że popijał, palił i świetnie bronił to dobrze wiecie.

Piotr Koźmiński VIDEOBLOG: Pożegnanie Boruca - grożenie śmiercią, własna gwiazda i powrót do Legii Warszawa?

Gwiazda o numerze 1920 2194 zmienia nazwę na Artur Boruc
Przed mistrzostwami świata w Niemczech w 2006 roku „Super Express” wpadł na oryginalny pomysł: wykupiliśmy prawo do nazwania jednej z autentycznych gwiazd na niebie (wtedy miała tylko numer – 1920 2194) i zorganizowaliśmy konkurs dla Czytelników, którzy w głosowaniu mieli wybrać, który z naszych reprezentantów najlepiej spisał się na niemieckim mundialu. Faworytów przed mistrzostwami było kilku, ale tak naprawdę kłopotów z ostatecznym wyborem nie było. Zawodnicy z pola w zdecydowanej większości zawiedli, natomiast Boruc, zwłaszcza w meczu z Niemcami, spisywał się rewelacyjnie. Wprawdzie nie dało nam to awansu, ale czytelnicy „SE” docenili wysiłki byłego bramkarza Legii i to jego wybrali na najlepszego polskiego gracza mundialu. W związku z tym gwiazda o numerze 1920 2194, znajdująca się w konstelacji Pollux, w gwiazdozbiorze Bliźniąt, po mistrzostwach świata zmieniła nazwę i od tamtego momentu nazywa się „Artur Boruc”. W Polsce widoczna jest od stycznia do końca czerwca. Ot, taka symboliczna nagroda dla piłkarza, który był wtedy w świetnej formie. Specjalnie przygotowany certyfikat z odpowiednim wpisem odebrał od nas ojciec zawodnika,  Władysław. – Gwiazda dla gwiazdy... Ale syn zasłużył. Poza wpadką z Kostaryką, bronił bez zarzutu, a już z Niemcami dał prawdziwy popis – mówił nam wtedy ojciec zawodnika.

Kurski wzywa Tuska do obrony Boruca
Kiedy Boruc był piłkarzem Celticu, bywało o nim głośno nie tylko z powodu świetnych występów. Polak, delikatnie mówiąc, nie był obojętny fanom Rangersów, których bardzo drażnił swoją aktywnością. Jak wiadomo, w Glasgow tradycyjny podział jest taki, że fanami Celticu są katolicy, a Rangersów protestanci. Boruc, jak zawsze, żegnał się przed rozpoczęciem spotkania, co bardzo denerwowało (niektórych) fanów rywala. W związku z tym nieraz miał kłopoty, a najgoręcej było chyba w 2008 roku, kiedy po meczu derbowym, na stadionie rywala, Boruc pokazał podkoszulkę z napisem „Boże, błogosław papieża”. Sprawą zajęli się wtedy niektórzy brytyjscy parlamentarzyści, domagając się od Celtiku ukarania Polaka za – ich zdaniem – prowokacyjny, podburzający gest. Ciekawi byliśmy wtedy co powiedzą na ten temat nasi politycy, dlatego rozmawialiśmy z trzema działaczami PiS. O ile zdaniem Tadeusza Cymańskiego gest Boruca był prowokacją i poseł przyznał mu symboliczną żółtą kartkę („jego gest dzielił, a nie łączył, a nasz papież na pewno nie chciałby, aby wykorzystano jego osobę do dzielenia”), o tyle były premier Kazimierz Marcinkiewicz i obecny szef TVP Jacek Kurski stanęli murem za Polakiem.

- Boruc wyraża się przez miłość do papieża i nikt nie ma prawa mu tego zabraniać. Nie możemy pozwolić na to, aby szykanowano naszego rodaka. Donald Tusk i Radosław Sikorski, jeżeli będzie taka potrzeba, muszą dać zdecydowany odpór brytyjskim parlamentarzystom chcącym ukarać Artura. A co z tego, że kibice Rangers to protestanci?! Przecież praktycznie cała Szkocja, poza kilkoma dzielnicami Glasgow, jest protestancka. Czyli protestanci są na każdym meczu Boruca. I co teraz? Zakazać mu noszenia koszulki z papieżem na wszystkich meczach? Skandal, powtarzam skandal! – grzmiał wtedy Kurski. Na szczęście do eskalacji konfliktu nie doszło i sprawa ucichła. Ale w 2010 roku kwestie religijne powróciły i skończyło się… więzieniem.

Uczeń szatana groził, że zastrzeli polskiego bramkarza
Alan Linton. To nazwisko w Polsce nikomu nic teraz nie powie, ale w 2010 roku na moment zrobiło się głośno o tym szaleńcu. 32-letni wtedy Szkot, przedstawiany przez lokalne media jako człowiek nienawidzący religii, a wręcz satanista, groził, że wysadzi w powietrze stadion Celtiku (widział w nim siedlisko katolicyzmu), a do tego zastrzeli polskiego bramkarza tego klubu, obnoszącego się jego zdaniem z religijnością. Ostrzegał też, że zamierza zabić piosenkarkę Cheryl Cole, podłożyć bombę pod katolicką szkołę i lotnisko w Glasgow.  Listy z pogróżkami  (część z nich podpisywał skrótem „DOS”, „Disciple of Satan”, czyli „uczeń szatana”) kilka razy wysyłał do siedziby Celtiku, jak również do redakcji kilku gazet w Glasgow. Linton został złapany przez policję dość łatwo, bo na listach zostawiał odciski palców. Przyznał się do popełnienia tych czynów i choć wcześniej leczył się psychiatrycznie, to specjaliści stwierdzili, że może odpowiadać przed sądem. Groziły mu 33 miesiące więzienia, ale ze względu na to, że przyznał się do winy, a fachowcy ocenili, że w jego przypadku prawdopodobieństwo przekucia gróźb w czyny jest stosunkowo niewielkie, to ostatecznie skończyło się ledwie kilkumiesięcznym wyrokiem.

A co z Legią? „Nie chcieliśmy się ośmieszać naszą ofertą”
Jak widać, przeszłość Boruca jest bardzo barwna i obfitowała w wiele niespodziewanych zdarzeń. A jaka będzie jego przyszłość? Moim zdaniem ta najbliższa na pewno nie będzie wiodła przez Łazienkowską. Choć dla wielu kibiców Legii ten piłkarz jest żywą legendą, to uważam, że jest mało prawdopodobne, iż kiedykolwiek stanie jeszcze między słupkami bramki mistrza Polski. Wprawdzie od kilku już lat mówiło się w Warszawie o projekcie „Boruc wraca na Łazienkowską”, ale do konkretów nie doszło. Jak sprawdziłem teraz na potrzeby vloga, działacze Legii nie złożyli mu w ostatnich latach ŻADNEJ oferty. Dlaczego? „Kiedy zobaczyliśmy jego kontrakt w Anglii, a dokładniej kiedy usłyszeliśmy ile tam zarabia, to nie chcieliśmy się ośmieszać naszą ofertą. Ile mogliśmy mu zaproponować? Co najwyżej 1/3 tego co ma na Wyspach. Dlatego to były tylko luźne rozmowy, które nigdy nie zostały przekute w konkretną propozycję. Właśnie dlatego, że w żaden sposób nie mogliśmy i nie możemy się równać pod względem finansowym” – usłyszałem z okolic Łazienkowskiej.  
Oczywiście, wysokość zarobków Boruca w Anglii zna tylko kilka osób, natomiast z nieoficjalnych informacji można wyczytać, że Polak ma gażę na poziomie 32 tysięcy funtów tygodniowo, co daje około 1,5 mln funtów rocznie. A w takiej sytuacji rzeczywiście ciężko sobie wyobrazić, że polski klub, nawet taki do którego Boruc ma wielki sentyment, mógłby się licytować w walce o jego usługi.

Sosnowiec  też (na razie) odpada
Wiele wskazuje też na to, że Boruc nie pojawi się w najbliższym czasie w Sosnowcu, choć kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, iż wraz ze swoim przyjacielem, bokserem  Andrzejem Fonfarą, Artur chce kupić Zagłębie Sosnowiec. Z różnych względów sprawa stanęła jednak w miejscu i z tego co słyszę w najbliższym czasie nic się pod tym względem nie zmieni. Prędzej czy później zmieni się natomiast przynależność klubowa Boruca, ale najpewniej dopiero latem. Polski bramkarz, który w Bournemouth jest w tym sezonie tylko rezerwowym (0 występów w Premier League 10 razy na ławce, w porównaniu do 35 gier w PL w poprzednim sezonie), prawdopodobnie opuści klub po wygaśnięciu kontraktu. Kolejną destynacją może być Ameryka i MLS, ale pewnie nie będzie to jedyny kierunek, bo kilka klubów z różnych krajów już przygląda się sytuacji i niewykluczone, że „Borubar” dostanie kilka naprawdę (nie)spodziewanych ofert.

PRZECZYTAJ: O firmie, którą reklamował Krychowiak, a dziś zajmuje się nią prokuratura

SPRAWDŹ: Piękny gest Kuby Błaszczykowskiego

ZOBACZ: Mistrzowską rozmowę Szczęsnego z synem Peszki

Najnowsze