Niedawno gruchnęła wieść, że Robert Lewandowski, niezadowolony z poziomu zajęć prowadzonych przez Czesława Michniewicza, opuścił samowolnie jeden z treningów przed meczem z Francją. Informację tę podał portal WP SportoweFakty, ale szybko została ona zdementowana przez rzecznika PZPN. – Lewandowski usiadł na ławce, a że trening był otwarty, to ktoś z zewnątrz mógł to odebrać jako jego zejście z treningu. Tak jednak nie było, to nadinterpretacja – powiedział Jakub Kwiatkowski. Również otoczenie piłkarza szybko wydało oświadczenie w sprawie. – Absurdem jest, że musimy się tłumaczyć z nieprawdziwych informacji opartych na anonimowym źródle. Nikt nawet nie próbował ich z nami zweryfikować. Robert nie opuścił ani nie zszedł z żadnego z treningów kadry. To zwyczajne kłamstwo i bzdura, którą łatwo jest powtarzać nie biorąc za to żadnej odpowiedzialności – oświadczył Tomasz Zawiślak, przyjaciel Lewandowskiego, cytowany przez WP SportoweFakty. Do sprawy odnieść się postanowił Zbigniew Boniek, który zaczął zastanawiać się nad genezą całej sytuacji.
Zbigniew Boniek zadał ważne pytania
Zbigniew Boniek daleko był od krytykowania dziennikarza portalu WP SportoweFakty za podanie informacji, którą dementuje PZPN i otoczenie piłkarza. Skupił się na tym, dlaczego ktoś chciał wprowadzić go w błąd. – Dziennikarz napisał coś, co mu ktoś powiedział i teraz pytanie - dlaczego ktoś go wpuścił w kanał? Bo jeżeli to jest nieprawda, a tak twierdzi Kuba Kwiatkowski, a jeśli on coś mówi, to ja mu wierzę, to mam pytanie. Kto miał interes, żeby dziennikarza wpuszczać w kanał? I dlaczego, z jakiej przyczyny? Czemu to ma służyć? – dopytywał Boniek w rozmowie z Romanem Kołtoniem na kanale „Prawda Futbolu”.
Co ciekawe jednak, Boniek nie przyjął za dobrą monetę reakcji otoczenia Roberta Lewandowskiego, uznając, że to sam Lewandowski mógł w dwóch zdaniach wyjaśnić sytuację. – Natomiast ja muszę powiedzieć, że trochę nie rozumiem nerwowej interwencji pana Zawiślaka, bo jak była potrzeba, to Robert powinien powiedzieć dwa zdania. Aż mi się nie chce wierzyć, żebyśmy musieli się zatrzymywać i analizować coś, co się nie stało – dodał były prezes PZPN.