Glik ma to, o czym większość może tylko pomarzyć - jego pensja brutto równa się netto, bo w Monako nie ma podatków. Zadecydowano o tym w specjalnym dekrecie w 1869 r. Gdy Glik przychodził do klubu z księstwa latem 2016 r., otrzymał pensję w wysokości 2,5 mln euro rocznie. Ale spisywał się tak dobrze, że już po roku szefowie zaproponowali mu lepszą umowę.
Według informacji "Przeglądu Sportowego" od połowy 2017 r. pensja Glika to już 3 mln euro za sezon. Do tego doszły sowite premie za mistrzostwo Francji i półfinał Ligi Mistrzów. Oceniamy je na pół miliona euro, a przecież to nie wszystko. Glik zaczął też bowiem błyszczeć w reklamach (od perfum po grę komputerową), dostał bonus za awans do finałów mistrzostw świata. To wszystko sprawia, że jego pobory za ubiegły rok oceniamy na około 15 mln zł. Dla gracza Monaco to duży awans, bo w poprzednim naszym notowaniu był piętnasty, a dwa lata temu zajął 26. pozycję.
W Monaco Glik ma bardzo bogatego szefa, Dmitrija Rybołowlewa. Ostatnio było o nim głośno z powodu pobicia światowego rekordu, jeśli chodzi o sprzedaż dzieła sztuki. W listopadzie 2017 r. Rosjanin sprzedał obraz "Zbawiciel świata" autorstwa Leonarda da Vinci za 450 mln dolarów (kilka lat wcześniej kupił go za 127,5 mln dolarów). Szef Glika był też "bohaterem", jak określiła to prasa, najdroższego rozwodu w historii świata. Szwajcarski sąd w 2014 r. przyznał jego żonie Jelenie 4,2 mld dolarów, ale ostateczna ugoda, zawarta przez eksmałżonków w 2015 roku, stanowiła, że Rybołowlew przeleje byłej partnerce "tylko" 604 mln dolarów i dorzuci posiadłość w Genewie.
Rybołowlew wciąż jest bardzo bogaty i na wypłaty dla Glika i spółki na pewno mu nie braknie.
Zobacz również: Trener Lecha ostro o Szymonie Marciniaku: Już raz zabrał nam mistrzostwo!