W meczu wystąpił reprezentant Polski Karol Świderski. Tym razem jako rezerwowy, na boisku pojawił się w 58. minucie. Gdy "Świder" wszedł na boisko, drużyna z Verony prowadziła 1:0 i taki wynik utrzymał się do końcowego gwizdka meczu. Historia meczu napisała się jednak po ostatnim gwizdku.
Poirytowany porażką opiekun Lecce Roberto D'Aversa zaatakował Thomasa Henry'ego. Napastnik Verony został... uderzony w głowę w okolice twarzy. Piłkarz początkowo upadł na murawę. Szybko jednak wstał i ruszył w pogoń za napastnikiem (trenerem!), który nie szczędził mu obelg. W rewanżu otrzymał czerwoną kartkę. D'Aversa prawdopodobnie również nie ominie kara. Przeprosił za incydent, ale jego wyjaśnienia były pokrętne. Nie zgadzają się one z tym, co zarejestrowały kamery. - W ostatnich siedmiu czy ośmiu minutach meczu dochodziło do ciągłych prowokacji ze strony Henry'ego, ale nie wszedłem na boisko, by uderzyć go w głowę. Chciałem tylko odstawić zawodnika na boczny tor, aby uniknąć zawieszenia przed meczem z Salernitaną. Mimo to muszę przeprosić. Jestem trenerem i ojcem trójki dzieci. To był brzydki incydent, ale nie był zaplanowany - oznajmił 48-letni trener.
Oficjalne oświadczenie Lecce już zostało opublikowane w mediach społecznościowych. "US Lecce zdecydowanie potępia gest trenera, odnosząc się do epizodu między Daversą i Henrym, a biorąc pod uwagę napiętą sytuację i poziom napięcia w końcowej fazie meczu, uważa go za sprzeczny z zasadami i wartościami sportu - napisano. Włoskie media były pewne, że opiekun Lecce straci pracę. Powodem tego ma być nie tylko niedzielne karygodne przewinienie, ale także fatalny wynik sportowy, który sprawił, że Lecce traci już jeden punkt do strefy spadkowej. I tak się właśnie stało. Lecce w poniedziałkowy poranek ogłosiło zwolnienie D'Aversa.