Wojciech Szczęsny w ostatnim czasie bardzo zaniepokoił swoich fanów podczas starcia z Torino. Reprezentant Polski zachował czyste konto to może tego spotkania nie wspominać dobrze. Po kilku znakomitych interwencjach, reprezentant Polski w trakcie walki o górną piłkę został uderzony łokciem przez Adama Masinę. Bramkarz w momencie zalał się krwią, a rezerwowy golkiper "Starej Damy" rozpoczął rozgrzewkę. Sztab medyczny turyńskiego klubu błyskawicznie zareagował, a sytuacja została opanowana, ponadto 33-latek dokończył spotkanie, które zakończyło się bezbramkowym remisem.
Szczęsny sześć dni później w meczu z Cagliari wystąpił od pierwszej minuty i nie założył specjalnej maski, tylko na jego nosie widniał plaster. Bramkarz w mediach społecznościowych Juventusu od razu odniósł się do braku ochraniacza. - Chcieliście zobaczyć mnie biegającego w masce? Nigdy! Nigdy w masce! Maska jest dla Zorro - skwitował reprezentant Polski.
Ekspert wypowiedział się na temat decyzji Wojciecha Szczęsnego. Szaleniec?
"WP Sportowe Fakty" na temat decyzji Wojciecha Szczęsnego rozmawiali z doktorem Marcinem Gruba, który omówił całą sytuację. - Maskę stosuje się wtedy, gdy mamy do czynienia ze złamaniem niestabilnym. Jeżeli jest złamanie stabilne, bądź też jest bardzo niewielkie i nie zagraża bezpieczeństwu kości czaszki i strukturom, które są najbliżej uszkodzonych tkanek, to można nie stosować takiego zabezpieczenia. Być może uraz wyglądał groźnie, było dużo krwi, pojawił się duży ból, ale w badaniach kontrolnych, obrazowych okazało się, że nie jest tak źle i w związku z tym dopuszczono Szczęsnego do gry - przekazał Gruba.
- Wątpię, by w profesjonalnej lidze, na topowym poziomie, sztab trenersko-lekarski dopuścił zawodnika do gry, gdyby było jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Jeżeli byłaby taka konieczność, to na pewno wyszedłby w masce, bądź został zastąpiony drugim bramkarzem - uspokoił kibiców doktor.