Arkadiusz Malarz, mama

i

Autor: Arkadiusz Malarz/Archiwum prywatne Arkadiusz Malarz z śp. mamą Zofią

Arkadiusz Malarz o chorobie i śmierci mamy. Powiedziała: Idź i broń jak zawsze

2017-12-20 7:57

Arkadiusz Malarz (37 l.) w pierwszej części sezonu był najrówniej grającym piłkarzem Legii Warszawa. Mimo że jesienią w krótkim czasie stracił dwie bardzo bliskie sercu osoby. Z kapitanem mistrzów Polski rozmawiamy o rodzinnym dramacie i przyszłości w stołecznym klubie.

Super Express: - Kończycie rok jako lider tabeli, a mimo to od dawna na drużynę nie spadła taka lawina krytyki za porażki i słaby styl gry, jak jesienią.

Arkadiusz Malarz: - Narzekania były uzasadnione. Prezentowaliśmy się źle. Najpierw były nieudane eliminacje do Ligi Mistrzów, potem odpadliśmy z pucharu pocieszenia czyli z Ligi Europy. Ale choć ta runda była jak rollercoaster, to najważniejsze, że jesteśmy pierwsi. Szkoda, że na koniec przegraliśmy z Płockiem, ale w ostatecznym rozrachunku liczą się przede wszystkim punkty.

- Dotarliście się już z Romeo Jozakiem? Chorwat wejście do drużyny miał nieciekawe. Po porażce z 0:3 Lechem w Poznaniu powiedział, że czuje się zdradzony przez piłkarzy, od których bardziej waleczne są kobiety...

-Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Trener ma prawo do krytyki. Szczególnie, że przeciwko Lechowi totalnie zawiedliśmy. Ale potem zacisnęliśmy zęby i zaczęliśmy wygrywać. Mamy cel, do którego dążymy – obrona mistrzostwa Polski. Tylko to się liczy.

- Mecz z Wisłą Płock był twoim ostatnim w barwach Legii?

- Wierzę, że nie! Chciałbym najpierw wypełnić kontrakt, a potem bronić w Legii jak najdłużej. Nic nie poradzę na pogłoski, plotki, doniesienia... Mogę się przed nimi obronić tylko na boisku. Nie mam zamiaru jeszcze kończyć z piłką. Czuję się lepiej niż pięć, sześć lat temu. Może to zasługa tego w jakim gram klubie, może napędza mnie walka o mistrzostwa, puchary. Ale mam siły, chęci i umiejętności żeby walczyć o pozycję numer 1 w Legii.

- Kilka tygodni temu pojawiły się doniesienia, że drużyna ma zostać odmłodzona, a ty zimą dostaniesz wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Te plotki bolały?

- Starałem się nie dopuszczać do siebie tego co o mnie piszą. Tym bardziej, że nie dostałem z Legii żadnego sygnału, że mam sobie szukać klubu. Dziwne w tym wszystkim jest to, że najbardziej sensacyjne plotki dotyczące naszej drużyny ukazują się zazwyczaj przed ważnymi meczami.

- Upublicznienie informacji, że Legia nie przedłuży z tobą umowy zbiegło się ze śmiercią teściowej, a zaraz potem twojej mamy. Ty wtedy opuściłeś tylko jeden trening...

- To bardzo ciężki czas dla całej mojej rodziny. Na ciosy, które na nas tak nagle spadły, nie da się przygotować. Nie życzę ich najgorszemu wrogowi. Dlatego potrzebowałem szatni, kontaktu z chłopakami, chciałem się wyżyć na treningu. Przed moją mamą nie odeszła teściowa, ale druga mama. Była wspaniałą kobietą, pomogła nam wychować dzieci, mimo że przez 9 lat walczyła z nowotworem. Patrzyłem jak cierpiała podczas chemioterapii, a przy tym śmiała się z raka. Siły, pozytywnego nastawienia do życia, woli walki mogli jej zazdrościć twardzi faceci. A dwa tygodnie później zmarła moja mama. Zawiozłem ją na operację i wtedy okazało się, że organizm jest opanowany przez nowotwór. Od razu trafiła na onkologię. Była tak wyniszczona, że jednego dnia dostawała transfuzję krwi, a następnego cała ta krew z niej uchodziła. Jechałem na trening, wracałem do szpitala, spałem przy mamie, na chwilę wpadałem do domu, żeby się przebrać. Potem szpital, trening, szpital... Zbliżał się mecz z Koroną. Chciałem zostać z mamą, ale powiedziała mi – „Idź i broń tak jak zawsze. Nie bój się, nie umrę. Poczekam na ciebie”. Po spotkaniu z powrotem do szpitala żeby podziękować mamie: – Dotrzymałaś słowa, zaczekałaś… – powiedziałem, choć ze wzruszenia nie mogłem się wysłowić. A potem, w tygodniu odeszła... To był największy cios, jaki spadł na mnie w życiu.

- Mimo to zdecydowałeś się zagrać z Sandecją.

- Po śmierci mamy żony wyszedłem na Górnika, wypadło dobrze. Chciałem zrobić to samo. Tylko, że głowa była gdzie indziej. Jeszcze raz dziękuję chłopakom, że zremisowali. Nie chcę się usprawiedliwiać, że za dużo na mnie spadło... Myślałem że sobie poradzę. Teraz człowiek cały czas tęskni... Ale trzeba iść do przodu. Obie mamy by tego chciały. Gram dla nich. Wierzę, że z góry mi pomagają. Te wszystkie słupki i poprzeczki to ich zasługa.

- W święta brak najbliższych będzie szczególnie bolesny...

- Dla dzieci musimy zrobić wszystko, by ten czas jak zawsze był rodzinny, pełen ciepła i miłości. Wiem, że choć w tym roku nie przytulimy się do mam i nie podzielimy z nimi opłatkiem, to będą z nami.

ZOBACZ: Kibice Legii zaatakowani w Warszawie! Zemsta lokalnego rywala?

Najnowsze