"Super Express": - Poprawił pan rekord życiowy?
Jarosław Fojut: - Poprawiłem, ale nie aż tak bardzo. Kiedyś w juniorach Darzboru Szczecinek udało mi się strzelić z połowy boiska. Teraz było kilka metrów dalej.
ZOBACZ BRAMKĘ FOJUTA! WIDEO
- Do takich strzałów potrzebna jest siła, ale i precyzja. A pana ostatnio spotkać można było na polu golfowym w Binowie...
- Golf ma sporo wspólnego z niektórymi elementami z piłki - z rzutami wolnymi czy dalekimi podaniami. Golfista szuka idealnej paraboli lotu piłki, a my, piłkarze, też uderzamy różną techniką, żeby zaskoczyć rywali. Ten strzał to była piłkarska sznyta, piłka leciała daleko i szybko, a bramkarz miał mało czasu na interwencję. A co do golfa, to mam w planach wyrobić zieloną kartę i grać regularnie. Przebywanie na polu pozwala się wyłączyć i odizolować od codziennego życia i pośpiechu.
- Czyje gratulacje za tego gola ucieszyły pana najbardziej?
- Od syna Antka. Wprawdzie nie był na meczu, ale jak oglądaliśmy wieczorem skrót, to był ze mnie dumny. Chciałem mu pokazać, że warto marzyć i ciężko pracować, żeby później przeżywać fajne chwile. Syn od niedawna bawi się piłką w akademii piłkarskiej w Szczecinie.
- Pogoń jest wiceliderem, nie przegrała meczu i straciła najmniej bramek. Pan strzela gola z 55 metrów. Co jeszcze musi pan zrobić, żeby trener kadry dał panu szansę?
- Jako trener nie wziąłbym do kadry zawodnika, który tylko daleko kopie piłkę. Robię swoje. A jeśli to okaże się kiedyś wystarczające na potrzeby reprezentacji, to będę się cieszył.