Dla Roberta Lewandowskiego mecz jest okazją do pobicia kolejnego rekordu, tym razem...własnego. W tym roku kalendarzowym strzelił już 54 bramki we wszystkich rozgrywkach, czym wyrównał swój rekord z 2019 roku. Ale w tym roku zrobił to znacznie szybciej, bo w 46 meczach. Wystarczy 1 gol i poprawi to osiągnięcie, a do rozegrania w bieżącym roku pozostaje mu 13 meczów, włącznie z występami w reprezentacji. Blamaż z Borussią Lewy podsumował wpisem na instagramie. - "Porażki bolą, ale trzeba z nich wyciągnąć wnioski, żeby wrócić silniejszymi. Jestem przekonany, że wkrótce damy wam powody do wielkiej radości". Zapewne on i jego koledzy będą chcieli szybko zapomnieć o tej wpadce i zrehabilitować się już jutro. Na razie muszą sobie radzić bez Juliana Nagelsmanna na ławce trenerskiej. Szkoleniowiec według portalu " tz.de" ponownie miał pozytywny wynik testu na COVID-19 i musi pozostać na kwarantannie. Kłopoty podobnej natury ma Union, bo dwaj zawodnicy – Marvin Friedrich i Rick van Drongelen również mieli pozytywne wyniki na obecność koronawirusa i są poza kadrą zespołu. Na swoją szansę czekają dwa Polacy – Tymoteusz Puchacz i Paweł Wszołek, którzy grali tylko w meczach Ligi Konferencji. Jutrzejszy mecz w Berlinie rozpocznie się o 15,30.
Lewandowski w pogoni za kolejnym rekordem. Może to zrobić jutro w Berlinie
Mecz Unionu Berlin z Bayernem to jeden z hitów 10 kolejki Bundesligi. Mistrz Niemiec i aktualny lider tabeli chce się zrehabilitować za kompromitującą porażkę 0:5, z Borussią Moenchengladbach w Pucharze Niemiec. Union spisuje się nadspodziewanie dobrze, bo zajmuje 5. miejsce w tabeli, a w Berlinie nie przegrał jeszcze meczu.