Podopieczni Vukovicia kolejny w ostatnich tygodniach cios dostali w niedzielne popołudnie w Łodzi. Po środowej porażce w półfinale Pucharu Polski z Wisłą, tym razem „na tarczy” wrócili ze stadionu Widzewa. Decydująca o losach meczu sytuacja miała miejsce na kwadrans przed upływem regulaminowych 90 minut i wywołała ogromne kontrowersje. Arbiter Karol Arys – przy współudziale asystentów na VAR-ze – po kilkuminutowej analizie przed ekranem podyktował „jedenastkę” dla gospodarzy, zamienioną na gola przez Bartłomieja Pawłowskiego.
- Nasz plan na mecz realizowaliśmy dość dobrze, bo choć Widzew częściej był przy piłce, to my mieliśmy lepsze sytuacje, by otworzyć wynik. Ale nie zrobiliśmy tego i w pierwszej groźniejszej okazji Widzewa wydawało się, że udało nam się oddalić niebezpieczeństwo – opowiadał o gliwickiej strategii Aleksandar Vuković, nawiązując do opisanej wcześniej kontrowersji.
Trener Piasta – wobec kary dyskwalifikacji na trzy mecze po awanturze z Tomaszem Tułaczem w trakcie i po spotkaniu gliwiczan z Puszczą, a zawieszonej przez Komisję Ligi na trzy miesiące – musi mocno trzymać na wodzy swe emocje. Dlatego komentując decyzję Arysa, mocno gryzł się język.
- Tak nam się tylko wydawało – to kontynuacja jego myśli o „oddaleniu niebezpieczeństwa w pierwszej groźnej sytuacji Widzewa”. - Pojawił się bowiem pan z pokoju VAR i trochę przesadził. Oglądaliśmy powtórki, nie było mowy o żadnym przewinieniu – tak Vuković oceniał starcie Ariela Mosóra z Jordim Sanchezem, zinterpretowane odmiennie przez arbita. - Sposób podjęcia tej decyzji jest kompletnie niezrozumiały. Ale sprawił, że straciliśmy gola, ponieważ trudno jest obronić rzut karny – dorzucał z goryczą opiekun Piasta.
Jego podopieczni mają w tej chwili w tabeli trzy punkty przewagi nad zajmującą miejsce spadkowe Puszczą Niepołomice. W 28. kolejce zagrają z Zagłębiem Lubin. Początek meczu przy Okrzei w poniedziałek, 15 kwietnia, o godz. 19.00.