"Super Express": - Podobno kibice Bełchatowa już zapowiedzieli, że jeśli drużyna utrzyma się w Ekstraklasie, to ufundują ci pomnik przy stadionie.
Arkadiusz Piech: - Nie przesadzajmy, to tylko piłka. Nie chcę żadnych pomników! Przyszedłem zimą, by pomóc zespołowi i po prostu robię, co do mnie należy. Cieszę się, że forma wróciła w odpowiednim momencie, na finiszu rozgrywek. Chcemy pokazać, że za wcześnie nas pogrzebano, a GKS nadal jest w grze o utrzymanie się.
- Pod wodzą Marka Zuba w ośmiu meczach zdobyliście tylko 2 punkty. Pewnie pukaliście się w czoło, po co w marcu zatrudniono Zuba w miejsce Kieresia?
- A co mieliśmy do gadania? Tak zdecydował zarząd. Ja tylko żałuję, że panu Markowi nie poszło w Bełchatowie. Miał jak najlepsze intencje, ale czegoś zabrakło. Poza tym nie można wszystkiego zrzucać na byłego szkoleniowca. Na boisku przegrywała drużyna, a nie trener. Kamil Kiereś przed meczem z Ruchem apelował, żebyśmy zagrali odpowiedzialnie w obronie. Zagrał nam na ambicji i odpaliło.
- Teraz przed wami starcia z drużynami też walczącymi o utrzymanie - Zawiszą i Koroną.
- Najpierw Zawisza. Ostro, zdecydowanie, bez respektu. Aha, i musimy pamiętać, żeby nie faulować przed polem karnym. Wolne Alvarinho to prawie pewny gol. Ale wiara wróciła, szansa na pozostanie w lidze jest. Nie wolno tego zmarnować.