- W Lechu brakuje pewności w grze, przekonania, że mogą jeszcze coś zrobić w tym sezonie – mówi Bartosz Bosacki, były środkowy obrońca Lecha i reprezentacji.
"Super Express": Jak skomentuje pan dwa niecodzienne zagrania stoperów Lecha?
Bartosz Bosacki: - Piłka jest nieprzewidywalna i takie rzeczy mogą się zdarzyć. Były konsekwencją gry całego zespołu i wcześniejszych akcji, co sprawiło, że piłka się znalazła w tym miejscu. Przy pierwszym golu w jednej akcji dwa razy poślizgnął się Barry Douglas, a za coś takiego trener Smuda pewnie zdjąłby go od razu z boiska (śmiech).
- Jednak samobóje strzelili dwaj doświadczeni piłkarze, reprezentanci swoich krajów, Bartosz Salamon i Miha Blazić. To chyba brak pewności całego zespołu?
- Samobójczego gola może strzelić zarówno młody i doświadczony piłkarz, ale zgodzę się, że brakuje pewności w grze. Żal było patrzeć na Lecha, bo wiem jak się gra w Poznaniu przy pełnych trybunach z Legią, ale atmosfera nie przełożyła się na boisko i piłkarze nie wykorzystali tego napędzenia. Brakuje atmosfery w zespole, pewnej złości i wewnętrznej motywacji.
- Złość pokazał Kristoffer Velde, gdy zszedł z boiska i krzyknął „fuck off” (sp****alać)w stronę kamery.
- Velde zawsze był impulsywny, ale nie wyobrażam sobie, żeby nie zostały wyciągnięte konsekwencje wobec niego. Jako kapitan Lecha na pewno nie przeszedłbym obok tego. Norweg powinien za to przeprosić i powinna pojawić się refleksja, bo takie zachowanie, to uderzenie w wizerunek klubu, jego kibiców. Jest bardzo rozpoznawalnym piłkarzem. Podejrzewam, że gdyby mój 11-letni syn miał wyprowadzać piłkarzy Lecha na boisko, to pierwszym z którym chciałby iść , byłby właśnie Velde. Stał się idolem piłkarskim młodych ludzi, dlatego powinien sobie zdawać sprawę, że jego zachowania są obserwowane, a to co zrobił schodząc na ławkę nie przystoi piłkarzowi tego klubu.
Wyboista droga dla mistrza Polski w Lidze Mistrzów. Fatalne informacje o rozstawieniu, mocni rywale