- Nie! Niemożliwe! „Kici” nie żyje? - legendarny kapitan śląskiego zespołu, młodszy o trzy lata od Brychczego, długo nie mógł „przetrawić” tej informacji. - Najwidoczniej w niebie jest akurat zapotrzebowanie na skutecznych snajperów – Oślizło w ten sposób przypominał, że w miniony piątek piłkarska Polska żegnała innego wielkiego napastnika, Jana Furtoka. On sam zresztą wziął udział w pogrzebie katowiczanina.
Byli rywalami na murawie, choć… mogli być partnerami z jednej szatni
Obaj panowie - Brychczy i Oślizło - przez wiele sezonów rywalizowali na ligowych murawach. „Kici” w koszulce CWKS, Oślizło – najpierw jako zawodnik Górnika Radlin, potem Górnika Zabrze. A mogli być kolegami z jednej szatni – tak przynajmniej uważa nasz rozmówca. - Miałem wielką nadzieję, że po odbyciu służby wojskowej w Legii „Kici” wróci na Śląsk (pochodził z Nowego Bytomia, dziś dzielnicy Rudy Śląskiej – dop. aut.) razem z Ernestem Pohlem i Edmundem Kowalem – przyznaje Stanisław Oślizło.
- Nie byłem jeszcze wtedy piłkarzem Górnika, ale już wyobrażałem sobie całą tę trójkę w jego szeregach. I jako młody chłopak chyba nawet miałem do niego mały kibicowski żal, że wybrał drogę kariery i awansów wojskowych – dodaje legendarny piłkarz zabrzańskiej drużyny. I dopowiada: - Każdy kolejny trener Górnika przede wszystkim ostrzegał nas właśnie przed „Kicim”. Bo to był znakomity piłkarz, wspaniały technik z całym repertuarem zwodów, niezwykle skuteczny. Nie był klasycznym środkowym napastnikiem, ale w każdym momencie potrafił znaleźć się pod bramką – wspomina boiskowe zmagania sprzed ponad sześciu dekad.
Lucjan Brychczy nie żyje. Jakub Rzeźniczak wspomina legendę Legii, mówi o jego skromności, pozytywnym nastawieniu
By potwierdzić te słowa, przywołuje bardzo konkretny epizod z jednego z bojów zabrzańsko-warszawskich. - „Kici” lubił nietypowe zagrania. Pamiętam mecz, w którym piłkę wybijaną z obrony próbował – po koźle – przerzucić mi nad głową. On dostał brawa kibiców za pomysł i wykonanie, a ja za to, że... tę jego akcję ostatecznie „skasowałem” – uśmiecha się smutno pan Stanisław.
Koledzy z reprezentacji, konkurenci do opaski kapitańskiej
Przez całą dekadę lat 60. Oślizło z Brychczym spotykali się na zgrupowaniach reprezentacji. Jeden odpowiadał za obronę, drugi – za ofensywę Biało-Czerwonych. No i… rywalizowali obaj Ślązacy o opaskę kapitańską w zespole narodowym: nosili ją w tamtym okresie niemal na zmianę. - „Kici” zasługiwał na nią. Poza boiskiem to był wspaniały człowiek, o kryształowym charakterze. I otwarty na innych, choć... niespecjalnie rozmowny – wspomina Oślizło. A potem kończy z wielkim smutkiem: - Tak bardzo cieszyłem się, że 3 grudnia spotkamy się na gali w PZPN-ie…