Jeszcze do niedawna więcej pod jego adresem było słów krytyki niż pochwał. Teraz się to zmieniło. W Jagiellonii wiążą z nim duże nadzieje, a on powoli spłaca kredyt zaufania, który otrzymał od trenera Ireneusza Mamrota. Ostatnio był bohaterem meczu z Cracovią, w którym strzelił dwa gole, a w jego dorobek w sezonie to cztery ligowe trafienia. - Wiedziałem, że w końcu "zaskoczę" - przyznaje Klimala. - To mój najlepszy okres. Jednak nie mogę powiedzieć, że już mam pewne miejsce w składzie "Jagi". Pewnie, gdyby nie status młodzieżowca, to szczególnie na początku rozgrywek miałbym duży problem z występami. Co się zmieniło w porównaniu do ubiegłego sezonu? Musiałem zapracować na zaufanie ze strony trenera i zespołu. Przed rokiem traciłem wiele piłek. Szwankowała taktyka, złe ustawienie. Krytyka była słuszna. Dostało mi się za finał Pucharu Polski z Lechią. Myślę, że gdybym teraz w nim zagrał, to wyglądałoby to zupełnie inaczej, a ja dwie okazje zamieniłbym na gole i trofeum pojechałoby na Podlasie - analizuje.
Młody napastnik zapewnia, że nie ekscytuje się opiniami na swój temat. - Zachowuję spokój i mam chłodną głowę - deklaruje. - Jeszcze w poprzednim sezonie głowa mi się grzała. Szczególnie po słabym meczu. Byłem zdenerwowany i sfrustrowany. Do pochwał podchodzę z dużym dystansem. Wcześniej byłem krytykowany, a teraz ubiera się mnie w nie wiadomo, jakie szaty. Wiem czego chcę, słucham trenera. Nie chcę się podpalać. Tak samo jest z informacjami transferowymi. Za mną dopiero jeden dobry miesiąc. Jeśli ktoś mnie będzie chciał, to zgłosi się za pół roku, czy po sezonie. A ja będę mógł potwierdzić i udowodnić, że na to zasługuję - stwierdza.
W Ekstraklasie debiutował jesienią 2016, a sezon 2017/18 spędził na rocznym wypożyczeniu w pierwszoligowych Wigrach. - Jak wracałem z Suwałk, to czułem się bardzo mocny - podkreśla. - Strzeliłem w lidze 13 goli. To był dobry wynik dla 19-latka. Koledzy z Jagiellonii mówią, że przyjechałem bardzo pewny siebie. Zbyt pewny. Były sytuacje, które powinienem przemilczeć, a ja zabierałem głos, dyskutowałem. Wydawało mi się, że będę czołową postacią zespołu, ale szybko zostałem sprowadzony na ziemię - przypomina.
W wieku juniorskim trafił do akademii Legii. Jednak w warszawskim klubie spędził tylko 1,5 roku. - Niektórzy powiedzą, że to dla mnie zmarnowany czas - mówi Klimala. - Jednak uważam, że to było mi potrzebne. W stolicy dostałem „dzwona”, bo pomyliły mi się priorytety. Zamiast pracować wolałem wyjść na miasto, a trening był na drugim planie. A potem denerwowałem się, że nie gram, a przecież na tym mi najbardziej zależało! To była dobra lekcja. Zrozumiałem, że „miasto”, że te niby fajne rzeczy, nie są dla mnie. Najważniejsza jest piłka. Na niej się koncentruję, a nie na przyjemnościach - zapewnia i dodaje: - Legia chciała mnie wypożyczyć, ale nie było chętnych. Rozwiązałem więc kontrakt i za darmo trafiłem do trzecioligowej Lechii Dzierżoniów. Musiałem się szybko „odkręcić”. Postawiłem na piłkę, zacząłem ciężko pracować. Przerwałem nawet naukę na rok, a byłem w drugiej klasie liceum. Jednak już w Białymstoku nadrobiłem zaległości, wróciłem do szkoły. Miałem indywidualny tok nauczania. Miałem w życiu kilka momentów, które nauczyły mnie pokory. Wiem, co zrobić, jak się zachować, co jest dla mnie dobre, z czego zrezygnować. Jestem mądrzejszym zawodnikiem – zapewnia.
Trener Czesław Michniewicz także dostrzegł potencjał napastnika Jagiellonii, którzy strzelił w kadrze U-21 gole z Łotwą i Rosją oraz miał asystę z Serbią. - Na pierwszym zgrupowaniu ani razu nie dostałem koszulki pierwszego składu - zdradza. - Zapracowałem na nią dopiero na ostatnich zajęciach przed starciem z Łotwą. Trener oznajmił mi, że wywalczyłem sobie miejsce w „11”. Uważam, że mecze z Łotwą i Estonią nie pokazały naszego potencjału. Przed rywalizacją z Rosją i Serbią dostałem od trenera materiały do analizy. Zastanawiałem się, jak wypadnę w starciu z graczami, którzy grali w europejskich pucharach i wyceniani są na kilka milionów euro. Jednak poradziłem sobie. Myślę, że udane występy w reprezentacji nakręciły mnie i przełożyło się to na grę w Ekstraklasie. Chcę być ważną częścią kadry młodzieżowej i awansować z nią na EURO U-21 - rozmarza się Klimala, który ujawnia na koniec jeszcze jedną historię: - W klubie i kadrze wołają na mnie „Klima”. Tak się przyjęło, ale to przydomek zastępczy. Na Dolnym Śląsku mówią na mnie „Diabeł”. Tak jak wcześniej nazywano dziadka i tatę. Może w końcu przyjmie się ten „Diabeł”? - zastanawia się zawodnik klubu z Podlasia.
Pasją gracza Jagiellonii są sporty walki. Bierze nawet indywidualne lekcję z MMA. - Sprawia mi to frajdę - przekonuje. - To sport, który uczy pokory. Miałem jeden sparing z trenerem. Wydawało mi, że jestem mocny. Weszliśmy do "klatki" i okazało się, że jestem bardzo malutki. Trener szybko sprowadził mnie do parteru. To nie jest niebezpieczne. Ćwiczę uderzenia. Nikt mnie tutaj nie kopie i nie bije. Choć jak zdenerwuję trenera, to dostanę po głowie (śmiech). Gdy oglądałem zawody to patrzyłem, jak walczy Mateusz Gamrot czy Conor McGregor. Podsumowując: w MMA można dostać dzwona tak, żeby "arbuzy" spod pach wypadły - zaznacza z uśmiechem.
Klimala ma jeszcze jedną słabość. Nie potrafi sobie odmówić tatuaży, które widnieją na jego prawej ręce. - Nie wiem skąd mi się to wzięło - twierdzi. - Rodzice mają po jednym tatuażu, który trudno dostrzec. Przyznaję, że zawsze podobały mi się wizerunki u Ibrahimovicia czy Sergio Ramosa. Mam „zajawkę”, to uzależnia. Na jednej ręce się nie skończy. W sumie mam ich osiem To m.in. daty urodzin mojej rodziny, pozostałe związane są z Bogiem - krzyże, dłonie obwiązane różańcem - wylicza.