PLUSY
Pieniądze nie grają (Lech Poznań - Pogoń Szczecin 1:0 i Górnik Zabrze - Lech Poznań 1:6)
Polska piłka. Tego nie zrozumiesz. Na kolejkę przed końcem murowanym faworytem do tytułu jest zespół, który mistrzem - przynajmniej przed sezonem - nie miał prawa być. Lech Poznań - napiszemy to - miał mieć przecież trzy razy mniejszy budżet niż Legia Warszawa. Trzy razy! Czyli, upraszczając sprawę, podczas negocjacji transferowych mógł zaproponować lodówkę, podczas gdy zespół ze stolicy cały zestaw kuchenny. Przepaść?
Lech Poznań punkt od tytułu mistrzowskiego
Tylko pozorna. "Kolejorz", którego tak wyśmiewaliśmy cały sezon, na ten triumf zasłużył. W najlepszy możliwy sposób. Gdyby dzisiaj Maciej Skorża mógł wyjąć z Ekstraklasy dowolnego piłkarza, miałby dylemat. Na większości pozycji ma po prostu najlepszych w naszej lidze.
Mamy nawet na to teorię. Wszystko dzięki problemom finansowym. Poznaniacy musieli oszczędzać. A skoro tak, to podejmowali racjonalne decyzje. Budżet warszawian pękał w szwach. Więc zachowywali się jak państwa Unii Europejskiej. Wydawali. Co z tego, że bez ładu i składu? Bilans dalej mają przecież dodatni.
Władze Poznania jak Antygona
W niedzielę będzie ciekawie. Mistrza Polski poznamy dopiero w ostatniej kolejce. I chyba tylko kilka osób w Wielkopolsce już wie, że tragedii uniknąć się nie da. Szybko licząc: prezydent miasta, wiceprezydent miasta, radni, komendant policji, a także lekarze na nocnym dyżurze weekendowym w okolicznych szpitalach.
Ekstraklasa we włoskiej telewizji? To możliwe!
Szkoda, że liga kończy się tak późno. Byłaby idealna powtórka dla maturzystów. W Poznaniu dostaniemy bowiem przykład tragedii władzy. Takiej jak w Antygonie Sofoklesa. Jeśli Lech wygra lub zremisuje z Wisłą Kraków - miasto wysadzi w powietrze tłum rozentuzjazmowanych fanów. Jeśli przegra, detonacja i tak nastąpi. Tylko inne będą nastroje.
I mamy tylko jedni pytanie. Gdzie pojawi się Mariusz Rumak? W Bydgoszczy, gdzie możliwa jest feta z okazji spadku, czy w Poznaniu, gdzie przecież doprowadził klub do tytułu mistrzowskiego?
MINUSY
Henning Berg jak Carlo Ancelotti (Legia Warszawa - Wisła Kraków 1:0 i Lechia Gdańsk - Legia Warszawa 0:0)
Czekaliśmy na to cały sezon i chyba możemy to wreszcie napisać. Winnym klęski Legii Warszawa wiosną nie jest Henning Berg. Albo inaczej. Nie tylko on. Reżyserem katastroficznego filmu godnego porównania z zatonięciem Titanica okazał się prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski.
Bezbramkowy remis Legii Warszawa w Gdańsku
To on opowiadał głupoty w mediach, pozwolił piłkarzom z Warszawy uwierzyć, że mistrza zdobyli już w grudniu, to on odpowiadał pośrednio za letnią klęskę z Celtikiem Glasgow, to on kierował działaniami klubu w oknach transferowych i wreszcie to właśnie on zadecydował, że mistrzowie Polski stracili na kilka dni przed rozpoczęciem ligi lidera zespołu. Legia Warszawa bez Miroslava Radovicia przypominała Ferrari z instalacją gazową założoną w przaśnym zakładzie pod Mławą. Ot, ładnie wyglądała.
Berg w 2015 roku popełnił jeden błąd. Dał się wpuścić na minę. Gdyby w składzie miał Serba, jego pomysł na grę miałby sens. Tymczasem skończył jak pokerzysta. Myślał, że miał asa, a został z ręką pełną Michasiów: Masłowskim, Kucharczykiem i Żyrą. I zapewne wyleci. W stylu godnym Carlo Ancelottiego. Po mistrzostwie Polski, po dwóch krajowych pucharach i po cudownej jesieni 2014 w Lidze Europy.
I właśnie tym sposobem przynajmniej na chwilę Legia dołączy do grona najlepszych.
Bełchatów poleciał (GKS Bełchatów - Korona Kielce 2:2)
To się nazywa kinowe pożegnanie. GKS Bełchatów dopiero nad przepaścią - trzeba było tyle zwlekać? - na zakończenie swojej historii - o ile wierzyć doniesieniom z klubu - wreszcie dokonał czegoś wielkiego. Spadł z hukiem z Ekstraklasy i za jednym zamachem prawdopodobnie zbankrutował. Wow - tyle mamy do napisania.
Prowadzenie z Koroną Kielce 2:1. Nagi tors Pawła Baranowskiego. Euforia. Cztery ostatnie minuty. To się musiało udać. I nawet do decydującego gola wzięli aktora z pierwszej ligi. To nie mógł być Trytko czy inny Porcellis. Oliver Kapo. Były reprezentant Francji. Kumpel Zinedine'a Zidane'a. Szacunek.
To co, kiedy nominacje do Oscara?
Zawisza walczy do końca (Zawisza Bydgoszcz - Piast Gliwice 0:0)
Na początku 2015 roku napisaliśmy:
W 2015 roku Zawisza jeszcze nie przegrał! Ba! Nie stracił nawet gola. Wreszcie sprawdziły się przepowiednie Radosława Osucha. Jego drużyna zwyczajnie przerosła całą Ekstraklasę.
Widzimy światełko w tunelu. Rywalizacja z amatorami potrwa tylko pół roku. Wielkimi krokami nadchodzi bowiem poważne granie w I lidze.
Osiem. Tyle razy podopieczni Mariusza Rumaka mogli w tej rundzie opuścić strefę spadkową. I doigrali się. W weekend Górnik Łęczna zagra z trupem z Bełchatowa, Korona Kielce podejmie spokojne już Podbeskidzie, a bydgoszczanie pojadą na wojnę do Chorzowa.
Wyślemy kartkę. Jak już Zawisza zamelduje się na zapleczu Ekstraklasy.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail