Arkadiusz Głowacki, Wisła Kraków

i

Autor: CYFRASPORT

Ekstraklasa: PODSUMOWANIE 26. kolejki ligowej. Plusy i minusy

2016-03-07 23:03

30. kolejka coraz bliżej! Nadchodzą więc ostatnie rozstrzygnięcia w Ekstraklasie. Największe zamieszanie trwa wciąż w środku tabeli. Chętnych do gry o europejskie puchary nie brakuje. Realne szanse na to ma nawet przedostatnia Wisła Kraków - o ile wreszcie przebudzi się z głębokiego snu. Spokojniej jest na szczycie. Legia coraz pewniej podąża po tytuł, także dzięki koszmarnej dyspozycji pozostałych rywali. Zapraszamy na podsumowanie 26. kolejki Ekstraklasy!

PLUSY

Zrzutka na prezent na stulecie (Legia Warszawa - Górnik Zabrze 3:1)

Sympatyczny gest. Na stulecie Legii rywale postanowili sprezentować warszawianom tytuł. I solidarnie uznali, że lepiej nie punktować nazbyt regularnie. Specjalne podziękowania należą się oczywiście graczom Piasta Gliwice - wiosną w czterech kolejkach jeszcze nie wygrał, a trzy razy zremisował - ale spore zasługi przypisać można też Cracovii - pięć meczów, dwa zwycięstwa, dwie porażki - i Pogoni Szczecin. Choć do tych ostatnich pretensji można mieć najmniej, bo przynajmniej od jakiegoś jakiegoś czasu nie przegrywają.

Tyle że na początku marca sytuacja wygląda już klarownie. Legia zaczynała z pięcioma "oczkami" straty, ma cztery punkty przewagi. I generalnie - żadnego rywala na horyzoncie, bo Lech Poznań, główny kontrkandydat do tytułu, wciąż uprawia ryzykowną dyscyplinę boksowania się ze sobą. Raz wygrywa, raz przegrywa i mierzy już chyba tylko w start w Lidze Europejskiej.

Lech - Cracovia 2:1. Pasy rozstrzelane przez Kolejorza

Kto na Euro 2016? (Górnik Łęczna - Termalica Bruk-Bet Nieciecza 1:2)

No właśnie. Ciekawe pytanie. Adam Nawałka weźmie na mistrzostwa Europy pewnie trzech bądź czterech napastników. Dwa miejsca są zaklepane dla Roberta Lewandowskiego oraz Arkadiusza Milika - to w końcu najskuteczniejszy duet snajperów Starego Kontynentu. Ale kto dalej? Artur Sobiech robi sobie jaja w Bundeslidze, Łukasz Teodorczyk do tej pory w barwach Dynama Kijów zdobył jednego gola, a Mariusz Stępiński jak jesienią strzelał regularnie (11 goli), tak wiosną zniknął z radarów.

To może Wojciech Kędziora? W 2016 roku ustrzelił pięć goli w pięciu meczach. Przerwę zrobił sobie tylko w starciu z Cracovią. I nie tylko wspina się w klasyfikacji snajperów, ale też ciągnie w górę tabeli Termalikę - obecnie dziewiątą w tabeli, idącą łeb w łeb z rozpędzoną Lechią Gdańsk Piotra Nowaka. Jasne, ma 35 lat, za sobą niewielkie wzloty, głośne upadki i niewielki bagaż doświadczeń - na pewno znajdujący się daleko od wielkiej międzynarodowej imprezy. Paweł Sibik, pierwsze co nam przychodzi na myśl.

Ale to jest napastnik. Ma strzelać. A w naszej lidze snajperów z paszportem RP nie ma. Grzegorz Kuświk, Mateusz Szczepaniak, Dawid Kownacki, ewentualnie Paweł Brożek, o ile po kolejnych kontuzjach w ogóle ponownie zostanie zawodowym kopaczem. Pustynia. Stąd też, powtórzmy, pytanie do selekcjonera: to może Kędziora, jeśli utrzyma formę?

Transferowy potwór z północy odpalił? (Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 5:1)

To może być nowa rewolucyjna metoda budowy drużyny piłkarskiej. Kosztowna, przypominająca raczej wydobywanie węgla kamiennego, niż diamentów, ale - jak się okazuje - całkiem skuteczna. W sporym uproszczeniu: kupowanie piłkarzy do skutku. Aż wyniki zaczną się zgadzać. Prekursor - Lechia Gdańsk, znana pomorska hurtownia sportowców maści wszelakiej.

Wyśmiewano. Krytykowano. Niesłusznie. Ekipa Piotra Nowaka wiosną wreszcie zaczęła przypominać faworyta do tytułu mistrzowskiego. Nie w tym sezonie. Ale w dłuższej perspektywie na pewno. W weekend przekonała się o tym Jagiellonia. Zespół Michała Probierza dostał pięć strzałów. I aż nie będziemy się znęcać nad najgorszą defensywą Ekstraklasy. Jest beznadziejna, wystarczą liczby. Nie musimy dodawać, że Łukasz Burliga to najmniej zwrotny boczny obrońca świata. Piłkarz - ludzik Lego, którym w niedzielę zakręcił nawet Jakub Wawrzyniak.

W Gdańsku sporo się zmieniło. Jesienią nie było skrzydłowych, brakowało środka pola, a napad istniał na papierze. Teraz jest i dynamika, i szybkość, i rywalizacja na każdej pozycji. No i jest Milos Krasić, bodaj pierwszy w historii serbski piłkarz, któremu po załamaniu kariery zachciało się jeszcze trenować.

A także kontuzjowany Sławomir Peszko, bez którego gdańszczanie wyglądają... o niebo lepiej. Co nowością nie jest. Wcześniej podobną zależność dostrzeżono również w zespole narodowym.

Lechia rozstrzelała Jagiellonię. Hattrick Flavio Paixao

MINUSY

Wisła płynie do 1. ligi? (Wisła Kraków - Piast Gliwice 1:1)

To może być największa sensacja w naszej lidze od ponad dekady. W sezonie 2002/03 z Ekstraklasy poleciało Zagłębie Lubin. Pełne gwiazd, doświadczonych piłkarzy, z Adamem Nawałką, dzisiejszym selekcjonerem, w roli trenera. Teraz podobną drogą zmierza Wisła Kraków, wciąż przedostatnia w tabeli, czyli zespół, który ostatnie zwycięstwo w lidze zaliczył... 6 listopada 2015 roku.

Dziesięć meczów. Trzy remisy. Siedem porażek. I w tym czasie czterech szkoleniowców: dwa razy Marcin Broniszewski, Kazimierz Moskal oraz Tadeusz Pawłowski. Takiego chaosu na Reymonta nie było już dawno. Ostatni raz bodaj 20 czerwca 1993 roku. Gdy cała Polska widziała, a Legia Warszawa sześć goli strzelała - aż nam się zrymowało. Tyle że wówczas to była inna Wisła.

A ta dzisiejsza zespołem do spadku nie jest. Ba! To pewnie czwarta, może piąta siła ligi. Patrząc tylko na kadrę. Mocny wjazd "z buta" zaliczył Rafał Wolski. Miał być emeryt, piłkarz przegrany, a przyjechał świetnie wyszkolony drybler. Zdenek Ondrasek potwierdził natomiast, że potencjał ma ogromny. Do sytuacji dochodzi bowiem z łatwością. Jego problem - wykorzystuje pewnie co piątą. Co idealnie puentuje zresztą grę krakowian. Szybką, przebojową, z pomysłem, ale absurdalnie nieskuteczną.

Z Piastem wszystko się potwierdziło. Gospodarze dominowali, ale do wyrównania doprowadzili w końcówce. A później dostali jeszcze karnego. By go oczywiście nie wykorzystać. Bo futbol to przecież wcale nie jest prosta gra, prawda?

Śląsk Wrocław - Zagłębie Lubin: KIBICE rozebrali wrocławian! [WIDEO +18]

Białystok wyprzedził Zabrze (Lechia Gdańsk - Jagiellonia Białystok 5:1)

Mamy zmianę lidera. Od niedzieli tytuł najgorszej defensywy ligi należy do Jagiellonii, autorów 44 bramek rywali w 26 meczach obecnego sezonu. Gracze Michała Probierza to prawdziwy ewenement. Generalnie - nie wyglądają zwykle źle. Miewają dobre mecze. Ale później przychodzi "ta ostatnia niedziela". I dostają nokaut, jak na otwarcie rundy z Legią Warszawa albo teraz z Lechią.

W Gdańsku to była miazga. Grzegorz Kuświk wyglądał przy Sebastianie Maderze i Igorze Tarasovsie jak TGV na polskich torach. Wyprzedzał, objeżdżał, przepychał, wreszcie uciekał. A Jaga stała i kryła na radar. Bez różnicy gdzie. Zdarzyło się w pierwszych minutach nawet na piątym metrze, przy bramce Flavio Paixao. Co trudno tłumaczyć już nawet błędami taktycznymi czy umiejętnościami. Bo Portugalczyka dostrzegłby niespełna rozumu pijany idiota w trakcie śnieżycy.

Ot, urlop. Stoperzy to zresztą jedno. Wspomniany już Burliga i - niewspomniany wcześniej, ale równie fatalny - Piotr Tomasik drugie. Obaj panowie w trakcie zimowych przygotowań chyba odrobinę popłynęli. Bo można mieć pewien wstręt do biegania, tłumaczyć się naturalnymi predyspozycjami, ale istnieją pewne normy przyzwoitości. Ot, skręcanie, sprint, ewentualnie przepchnięcie rywala. Elementarz piłkarza. Tyle że w niedzielę tego nie było. Duet z Białegostoku z przeciwnikami w ogóle nie wszedł w interakcję. Ot, nie przeszkadzał, byle nie dać się ośmieszyć.

I szło nieźle. Aż do chwili, gdy Burliga, jak na łyżwach, pofrunął po zamachu Wawrzyniaka. Trwało to pewnie z trzydzieści sekund, Wawrzyniak zdążyłby w tym samym czasie ze trzy razy obrócić do sklepu po browary, ale skoro gracz Jagi poszedł wślizgiem jeszcze wcześniej, odwrotu nie było. Ludzik Lego, już o tym pisaliśmy.

Najnowsze