Kibice "Kolejorza" mieli podstawy wierzyć w renesans formy poznaniaków. Zwycięstwo nad Fiorentiną, zdobycie Warszawy, wygrana z Zagłębiem w Pucharze Polski. Po dramatycznym początku sezonu, to miał być drugi oddech mistrza Polski. I sygnał, że "Kolejorz" wciąż nie zrezygnował z walki nawet o tytuł. Tyle że potwierdzeniem tych wszystkich zapewnień miały być trzy punkty wywiezione z Wrocławia.
Paixao i Gajos wymienili się uprzejmościami
I tu się pojawił problem. Wygrać ze Śląskiem na wyjeździe - to już było wyzwanie. Tym bardziej, że na prawej obronie Lecha pojawił się facet, któremu Wielkopolanie zawdzięczają już w trwającym sezonie kilka klęsk. Tamas Kadar, bo o nim mowa, okazał się bezkonkurencyjny. W walce o największego minusa meczu. Wykorzystali to gospodarze, którzy już w 23. minucie wyszli na prowadzenie. Dośrodkowanie Dudu i Flavio Paixao dopełnił formalności.
Lech teoretycznie się rozpędzał. Teoretycznie. W końcówce pierwszej odsłony Gergo Lovrencics stanął nawet oko w oko z Mariuszem Pawełkiem, ale to akurat nie był dobry dzień Węgrów. Na szczęście w "Kolejorzu" znalazło się też miejsce dla Polaków. Maciej Gajos w 60. minucie doprowadził bowiem do wyrównania i pozwolił Lechitom opuścić ostatnie miejsce w tabeli ligi.
Lechia - Legia 1:3. Nemanja Nikolić ściga Henryka Reymana!
Mimo to ich sytuacja wciąż jest dramatyczna. Mają dziesięć punktów, podczas gdy lider z Gliwic trzydzieści i jeszcze jeden. Do wicelidera strata jest teoretycznie mniejsza - zaledwie trzynaście punktów - ale do końca sezonu zasadniczego pozostało zaledwie szesnaście kolejek. Czyli w puli do zdobycia pozostało zaledwie 48 "oczek". Niewiele, tym bardziej, że o awansie do czołowej ósemki - w wyniku "spłaszczenia tabeli - będą zapewne decydować niuanse.
Śląsk Wrocław nie jest zresztą w dużo lepszym położeniu. Nad przedostatnim Lechem podopieczni Tadeusza Pawłowskiego mają tylko cztery punkty przewagi.