Od tego sezonu za sygnał z meczów odpowiada spółka Live Park, której udziałowcem jest spółka Ekstraklasa SA. I na razie radzi sobie słabo.
Dorwali się do żyły złota
Realizacja ligowych transmisji to żyła złota. Canal+ płaci za to rocznie między 18,5 a 20 milionów złotych. Do tej pory za produkcję odpowiadała firma Multiproduction i robiła to znakomicie. W spółce Ekstraklasa SA zastanawiano się jednak, jak przejąć ten "kawałek tortu" dający tak duże pieniądze. Przed tym sezonem się udało.
Przeczytaj koniecznie: Trener Andrea Anastasi wybrał kadrę na Memoriał Wagnera
Ekstraklasa powołała wraz z firmą U.Com spółkę Live Park (Ekstraklasa ma 51proc. akcji). I teraz to Live Park przeprowadza transmisje. Niestety, z marnym skutkiem.
Przyoszczędzili na sprzęcie?
I Canal+, i Polsat po pierwszej kolejce były wściekłe, bo nie taki poziom im obiecywano. Również w drugiej było kiepsko. Na przykład w trakcie meczu Bełchatów - Podbeskidzie przez kilkanaście minut pojawiały się usterki uniemożliwiające normalny odbiór.
Skąd te kłopoty, skoro dla Live Parku pracują ci sami technicy i operatorzy, którzy byli w Multiproduction? Nasi informatorzy twierdzą, że część kłopotów wynika ze słabszego sprzętu...
- Widziałem ich wóz na meczu Polonii Warszawa - mówi osoba znająca się na produkcji, pracująca w ogólnopolskiej telewizji. - Był przestarzały, przechodzony. W porównaniu z tym sprzętem nasze wozy transmisyjne to statki kosmiczne.
Telewizje narzekają na słabą współpracę
Inny problem Live Parku, który miał rzekomo wprowadzić w życie niemieckie standardy, to słaba organizacja pracy.
- Kiepsko się z nimi współpracuje - mówi nam przedstawiciel jednej z telewizji pokazujących ligę. - Są nieprzygotowani pod wieloma względami. Dam przykład: czołówkę ligi, czyli taką zajawkę, którą pokazuje się przed każdym meczem, dostaliśmy od nich dopiero 18 godzin przed pierwszą transmisją. To niedopuszczalne! Na przykład UEFA takie materiały przekazuje sześć tygodni przed rozpoczęciem rozgrywek.
A wymagania mają spore
Live Park na razie oferuje produkt średniej jakości, za to wymagania ma całkiem spore. Stacja, która chce zrobić "bogatszą" transmisję z meczu (na przykład swoje studio meczowe, dodatkowe stanowiska komentatorskie), musi dopłacać tej firmie nawet 30 tysięcy złotych za mecz.
Narzekają też (po cichu, bo nie chcą wylecieć z roboty) operatorzy, wskazując na to, że wizjery w kamerach, które dostali, są tak małe, że trzeba się mocno nagimnastykować, aby nie popełnić błędu. To niby detale, ale mają wpływ na ostateczną jakość odbioru. Za nami dwie kolejki, do poprawy mnóstwo. Oby kolejne transmisje były o niebo lepsze.