Śląsk teoretycznie mógł podejść do meczu z Jagiellonią zrelaksowany, bo dzięki wygraniu przez Legię mistrzostwa, piłkarze z Wrocławia już w sobotę mieli zapewniony udział w eliminacjach Ligi Europejskiej. Pierwsza połowa przebiegała jednak pod dyktando wrocławian. Dość powiedzieć, że po pierwszych 45 minutach goście mieli aż 71 procent posiadania piłki. - Kontrolujemy grę, gramy atakiem pozycyjny, ale trzeba uważać w drugiej połowie na groźne kontry Jagiellonii. Robimy wszystko dobrze do "szesnastki" i trzeba to w drugiej połowie poprawić - mówił w przerwie meczu Piotr Ćwielong.
Po przerwie Śląsk szybko wziął się do pracy. Już w 49. minucie do siatki Jagiellonii trafił Waldemar Sobota. Kilka minut później - w 52. minucie - prawą stroną boiska urwał się Marcin Kowalczyk, dograł płasko w pole karne do Sebastiana Mili, a ten złożył się do ładnego uderzenia z pierwszej piłki i futbolówka ponownie wylądowała w siatce. W końcówce meczu w roli asystenta wystąpił strzelec pierwszego gola - Sobota, który dograł do Ćwielonga, a ten ukoronował dobry występ bramką.
Porażka sprawiła, że trwa fatalna passa Jagiellonii. Podopieczni Tomasza Hajsty przegrali piąty mecz z rzędu i w piątym meczu z rzędu nie potrafili zdobyć bramki.