Czy możemy dziś powiedzieć, że skauting w Polsce jest wreszcie rozbudowany?
Sprawa dojrzewa. Nasze kluby mocno zaangażowały się w proces, ale to normalna sprawa. W ekstraklasie prowadzi się teraz bazy danych i wszyscy nabierają doświadczenia.
Szef skautingu Leicester City, 63-letni David Mills powiedział nam, że to praca, która nigdy się nie nudzi. Ciągłe podróże, ciągłe zmiany klimatu. Mnóstwo pozytywnych czynników.
Dokładnie. Ciągle mamy doświadczenie z nowymi jednostkami i każdy oddzielny przypadek to swego rodzaju "challenge", który zwykle trwa trochę czasu. "Trochę" zamienia się zwykle w całe miesiące, ale tak po prostu musi być. Skaut nie ma prawa się nudzić, bo ma mnóstwo obowiązków i przeważnie są to świeże tematy, więc nie trudno o motywację. Plus satysfakcja jest ogromna, jeśli obserwacje mają sens. Z biegiem czasu nabiera się coraz więcej doświadczenia, ale wcale nie przekłada się to na jednoznaczne decyzje na "tak". Legia jest przygotowana bardziej na negatywne zaskoczenie i broni się przed pułapkami.
Guilherme w Interze Mediolan?
W tym samym Leicester potrafili np. wytropić zawodnika za mniej niż pół miliona funtów, którego dziś wyceniają na 25. Riyah Mahrez przychodził z drugiej ligi francuskiej, a Jamie Vardy z... tamtejszej okręgówki.
Podejrzewam, że najzwyczajniej w świecie w Leicester mogli pozwolić sobie na takie ryzyko. Legia jest o tyle niewygodnym zespołem, że nie ma tutaj wielkiego marginesu bezpieczeństwa dla nowego transferu. Nawet jeśli jest to wyselekcjonowany zawodnik i pracownicy drużyny uznają, że się przyda. Chodzi o pewne różnice. Klub pozyskuje kogoś z III ligi, ale wszyscy wokół oczekują, że od razu wejdzie do pierwszego zespołu i zrobi szum. Brakuje dla niego okresu przejściowego. W bardzo obiecujących klubach takich jak Zagłębie Lubin czy Cracovia jest łatwiej. To ekipy, które mogą się pokusić o dobry wynik, ale nie mają założenia, że muszą bić się o tytuł. Legia nie może sobie pozwolić na zawodnika, który wchodząc do zespołu – mówiąc językiem branżowym - nie odpali.
Popularnym zabiegiem jest w przypadku niższych lig korzystanie przez skautów z szerokiej bazy Football Managera, która jest często bardzo dokładna i pełna perspektywicznych zawodników. Przed laty miał do niej zaglądać nawet Jerzy Engel.
Absolutnie nie neguję tej metody, choć akurat z nią nie miałem wiele do czynienia. Wszystko, co może pomóc w tym zawodzie, jest mile widziane. Ja osobiście w Football Managera nie grałem, ale to może być dla wielu możliwością oszacowania danego potencjału. Ja bazuję na intuicji, jednak grając w grę stawiałbym na umiejętności zamieszczone w profilu zawodnika. Z drugiej strony uważam, że zawodnik, który musi wpisywać się w Legię Warszawa, potrzebuje jednej wybitnej cechy. Musi mieć coś uwydatnionego. Coś, na czym można się koncentrować i czym można się kierować.
Doszło do tego, że skauci Leicester mówili: „Gra komputerowa typu Football Manager nakreśliła nam kolejny kierunek skautingu. Rozpisujemy sobie nawet w podobny sposób parametry zawodników”.
Jeśli dobrze słyszałem, tam to jest rozpisane na kilkadziesiąt czynników które często pokrywają się z rzeczywistością. To jest w każdym razie doskonały przykład na to, że Anglicy w tak silnej lidze ciągle muszą szukać nowych rozwiązań, które później im się zwracają. I chwała im za to. Oczywiście za moich czasów, kiedy wyjeżdżałem z Polski, wszystko było wtedy w powijakach. Cały skauting. A dziś? Niebo a ziemia. Choćby w Polsce. Piłkarze nie spełniają teraz raczej prośby, by przyjechać i zagrać w sparingu. Tak było z kolei przed laty ze mną. Dziś trzeba przyjechać i oglądać daną osobę. Skauting ciągle się rozwija, bo fachowcy przychodzą nawet na treningi. Widzą, jak ktoś współpracuje w grupie, jakie ma zaangażowanie, mentalność. Kiedyś się szeptało, że "Weź tego zawodnika, nie zawiedziesz się". I już była to informacja wiążąca i można było się na niej jakoś opierać. Dziś w ekstraklasie jednak każdy ma jakiegoś skauta, który angażuje się do oglądania konkretnego nazwiska. I dotyczy to np. młodzieżówki.
Tu przychodzi do głowy np. przykład Chrisa Smallinga. Dziś stanowi materiał na kapitana Manchesteru United, do którego przychodził z Fulham, które niewiele wcześniej wynalazło go w... Sunday League.
No właśnie. Manchester United by sobie na coś takiego nie pozwolił, bo ryzyko byłoby zbyt wielkie. Leicester podejmuje ryzyko, ale wie, że nie odbije się to tak negatywnym echem. Oczywiście zakładając scenariusz, że dany piłkarz by się nie przyjął… Leicester City to zespół, który przeważnie sprzedaje piłkarzy z dużym zyskiem, więc mowa o dużych profitach. Nie ma tradycji i kultury, żeby podobne czynności wykonywano regularnie w Chelsea i Manchesterze United czy City. Kluby bazują na bardziej sprawdzonych produktach. Ryzyko w postaci tzw. "chybił-trafił" jest zminimalizowane jak to tylko możliwe.
Czyli wolicie graczy, o których jednak gdzieś się już coś mówi.
W Legii nie można decydować się na coś, co może nie wypalić. Łatwiej się przestawić na granie w najwyższej klasie rozgrywkowej w zespole z niższych pozycji. Presja jest inna, nie zabija, nie przytłacza w taki sam sposób. Legii i Lechowi zawsze wypomina się ewentualne błędy na rynku transferowym.
Gdyby miał pan wskazać najlepszy efekt działań waszych obserwatorów byłby to pewnie Ondrej Duda?
Jestem w klubie mniej więcej od czasu jego transferu, który stanowi przykład zawodnika wyciągniętego z niezbyt silnej ligi i klubu, który specjalnie nie imponuje. Młody, utalentowany gracz, któremu się udało wejść od razu na optymalny poziom oczekiwań.
Dopiero co podpisał kontrakt, a parę dni później grał już w wyjściowej jedenastce przeciwko Śląskowi Wrocław.
Takich przykładów na Łazienkowskiej jest więcej. Weźmy pod lupę takiego Guilherme. Ściągnięto go z rezerw Bragi, ale wcześniej długo to analizowano. Trzeba było dostrzec parametry, które pozwolą zaistnieć mu w naszym środowisku, lidze, kraju. Możemy się chyba zgodzić, że było warto. Odbiór jest pozytywny, dlatego na Łazienkowskiej skorzystano z jego usług. Przyszedł za minimum i na dodatek na początku nie zarabiał jakichś wielkich pieniędzy. Należy sobie zadać pytanie, czy można go będzie wkrótce sprzedać.
Znów odniesiemy się do Anglii, bo pod względem skautingu Brytyjczycy stanowią absolutny wzór do naśladowania. Jednego piłkarza obserwuje np. dziesięciu fachowców. Potem siadają i w zasadzie głosują, czy warto kogoś wziąć.
Ondreja Dudę oglądało czterech ludzi. Odbywały się potem spotkania, na których skauci wymieniali się uwagami i wszelkimi spostrzeżeniami. W zasadzie tak jak robią to w Anglii. Każdy odebrał go pozytywnie i decyzja była jednogłośna – „Bierzemy!”. Oglądano go pod różnym kątem. Jedna osoba przyglądała mu się pod kątem defensywy, druga ofensywy, trzecia pod kątem gry na najwyższym poziomie. Czwarta była potrzebna ze względu na grę w Legii w przeszłości. Wiele rzeczy można wtedy zweryfikować, dochodziły też opinie od osób znających jego ligę, reprezentację. Nie da się ominąć przy tym wątku psychologicznego, żeby nie było żadnej wpadki.
Kiedyś charakteru nie było kiedy analizować, bo na początku lat 90-tych trenerzy mniejszych zespołów po prostu dzwonili do ekstraklasy i mówili: „Dzień dobry, mamy super zawodnika dla was! Niech idzie i się rozwija”.
To bardzo ważne, żeby spełniać wszystkie kryteria, a mentalność to jeden z kluczowych czynników. Powinniśmy mieć świadomość czy piłkarz nie jest przypadkiem w jakiś sposób rozchwiany. Plus jego ambicje - czy marzy o wielkim skoku czy wyznaje zasadę małej łyżeczki. Na zasadzie: "Okej, pójdę do trochę lepszej ligi, okrzepnę, zobaczę, jak wygląda to w trochę bardziej profesjonalnym klubie i przygotuję się do następnej przeprowadzki". Menedżerowie też kształtują tym ludziom światopogląd, nakreślają ścieżki rozwoju.
Agenci trochę wywrócili to wszystko do góry nogami. Dziś to oni rozdają karty.
Menedżerowie są teraz największym nośnikiem informacji dotyczącym danego piłkarza. Doskonale znają swojego klienta. Warto podkreślić, że dziś agenci sięgają także po piłkarzy drugoligowych. Przyznam, że sam jeżdżę na takie rozgrywki. Przyglądam się zawodnikom pod różnym kątem, staram się to przełożyć jakoś na realia ekstraklasy i ocenić jego przydatność pod kątem Legii. Wiadomo, że Legia i Lech nie mogą budować zespołu opartego na niższych klasach rozgrywkowych. Ustala się pewną hierarchię potencjalnych nabytków. Przede wszystkim najpierw patrzy się na to, czy piłkarz od razu wejdzie do pierwszej jedenastki. Następny w kolejce - czy będzie uzupełnieniem osiemnastki. Ma urosnąć później. Są też transfery w perspektywie, gdzie ocenia się zawodnika w kontekście tego, gdzie będzie za dwa lub trzy sezony. Każdy transfer może być udany lub nie. O nieudanych mówi się przede wszystkim wtedy, gdy klub płaci spore pieniądze i dotyczy to – mówiąc kolokwialnie - "produktu" gotowego. Udane to takie, które owocują kilkukrotnym zyskiem i to przynosi największą satysfakcję.