Choć początki Vadis na Łazienkowskiej miał niełatwe, to do dziś kibice Legii nie mogą odżałować jego odejścia. Belg ghańskiego pochodzenia grał w Polsce tylko rok, ale zarówno w Ekstraklasie, jak i w Lidze Mistrzów pokazał, że jest graczem, jak na nasze warunki, wyjątkowym. Potem był bardzo nieudany pobyt w Olympiakosie Pireus (również poza sportowy, włamano się na przykład do jego domu), a następnie powrót do Belgii, do Gentu, gdzie gra obecnie. Jaka jest jego rola w zespole, jaka będzie przyszłość tego piłkarza, czy może się spełnić wielkie marzenie kibiców Legii, którzy daliby wiele, by znów zobaczyć go na Łazienkowskiej? Na najważniejsze pytania odpowiedziały nasze źródła w Belgii, w tym Rudy Nuyens, jeden z najlepszych belgijskich dziennikarzy, który mieszka w Gandawie i śledzi od dawna karierę Vadisa.
- Początek sezonu w Gencie nie był dla niego łatwy, ale to były jeszcze "reminiscencje" pobytu w Olympiakosie, gdzie, jak wszyscy pamiętamy, z różnych powodów źle to wyglądało. Ale gdy zimę przepracował z zespołem i złapał właściwy rytm, to od początku tego roku zaczął pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Czyli, został liderem zespołu - opowiada nam Nuyens.
Gent ma duże ambicje, ale w pewnym momencie tego sezonu sytuacja klubu stała się bardzo trudna. Gent musiał wygrać cztery ostatnie mecze, żeby awansować do sześciozespołowej grupy walczącej o tytuł/puchary. - Mając Vadisa w składzie, mimo trudnej sytuacji, wszyscy w klubie uważali, że to wciąż możliwe. I co się stało? Gent cztery razy wygrał i dostał się do czołówki - opowiada Nuyens.
W pierwszej kolejce play off nastąpiło jednak zdarzenie, z Vadisem w roli głównej, które mocno pokrzyżowało szyki Gentowi jeśli chodzi o decydującą część sezonu. W 25. minucie meczu z Club Brugge Vadis dostał czerwoną kartkę. Gent przegrał 0:3, a Ofoe dostał trzy mecze kary. - I to pokazało ile on znaczy dla tego zespołu. Bez niego, na 12 możliwych punktów, bo liczę też mecz z Club Brugge, Gent zdobył... zero. I jeszcze jedno: ostatnio usłyszałem w klubie takie zdanie: dla nas play off zaczyna się dopiero teraz, bo wraca Vadis - mówi nam Nuyens.
Ofoe zagra w wyjazdowym niedzielnym meczu z Anderlechtem i Gent liczy na pierwszą zdobycz punktową. W tym momencie zespół Vadisa jest na ostatnim miejscu w tej grupie, ma 25 punktów. To jedyne miejsce w grupie mistrzowskiej, które nie daje prawa gry w pucharach (ten przywilej jest w Belgii od piątego miejsca w górę). Gent ma jednak tylko punkt mniej od Anderlechtu, więc w przypadku zwycięstwa przeskoczyłby klub z Brukseli. I to jest właśnie cel na ten sezon - Liga Europy, bo mistrzostwo Belgii jest oczywiście poza zasięgiem (16 punktów straty do Genku). Poza ligą, Vadis i Gent mają jeszcze jedno zadanie do wykonania: zdobyć Puchar Belgii. 1 maja w decydującym meczu zagrają z KV Mechelen. Mecz zostanie rozegrany na stadionie w Gent.
- O pozycji Vadisa w zespole, ale też w lidze belgijskiej świadczy jeszcze jedno. Moja gazeta prowadzi ranking, noty dla piłkarzy, na każdej pozycji. I Ofoe zajmuje u nas pierwsze miejsce jeśli chodzi o pomocników, ma najwyższą średnią notę - mówi nam Nuyens.
Dla Vadisa pobyt w Gandawie ma jeszcze jeden walor. - On jest stąd, tu się urodził, tu się wychował, tu piłkarsko zaczynał, tu mieszkają jego rodzice, przyjaciele, znajomi. Vadis nieraz powtarzał, że zależy mu na tym, aby pokazał w rodzinnym mieście, że jest dobrym piłkarzem. I zapewniam, że w stu procentach mu się to udało - podkreśla Nuyens.
Teraźniejszość jest więc taka, że Ofoe jest jednym z liderów dobrego belgijskiego klubu. A jaka może być jego przyszłość? Kontrakt Vadisa obowiązuje do czerwca 2020 roku.
- W przyszłym sezonie Gent zamierza powalczyć o pierwszą trójkę, a Vadis w tych planach ma pełnić kluczową rolę. Ale nie tylko w przyszłych rozgrywkach. Klub ma z nim związane dalekosiężne plany - przyznaje Nuyens.
Nieoficjalnie można w Gandawie usłyszeć, że zaraz po zakończeniu tego sezonu obie strony usiądą do stołu i zaczną rozmowy o przedłużeniu kontraktu. To może oznaczać tak naprawdę, że Ofoe będzie grał w Gencie do końca kariery.
- Zawsze powtarzał, że dla niego otoczenie jest niezwykle ważne. Choć na boisku walki się nie boi, to poza nim to uczuciowy chłopak, który nie ukrywa, że lubi być w miejscu, gdzie wszyscy dookoła go akceptują. A tak jest w Gandawie. Poza tym, ma dwójkę małych dzieci, a Vadis lubi stabilizację. Moim zdaniem oznacza to, że on już się za granicę nie wybierze. Z jego wypowiedzi nieraz wynikało, że to co miał za granicą przeżyć, to już przeżył - dodaje Nuyens.
Wiele wskazuje więc na to, że nawet "podstarzały" Vadis nie wróciłby na piłkarską emeryturę do Polski. Najpewniej pozostaną więc, jeśli chodzi o Polskę, tylko dobre wspomnienia. I Legii, i samemu Vadisowi.
- Co do tych dobrych wspomnień z Polski to święta prawda. Czy to w wywiadach, czy na konferencjach prasowych, gdy pojawiał się temat Legii, Vadis zawsze używał ciepłych słów, mówiąc, że to był bardzo dobry zespół, a Legia to najlepsze co go za granicą spotkało - przyznaje Nuyens.
O ile Vadis bardzo lubi wspominać Legię, o tyle do samych wywiadów nie ma przekonania. "SE" kilka razy pytał go o możliwość rozmowy, ale pytania pozostają bez odpowiedzi. W Belgii mówią, że to nic dziwnego, bo Ofoe rozmawia rzadko, a jeśli już, to z dziennikarzami, których zna od wielu lat. Tak czy inaczej... Choć szans na powrót na Łazienkowską z tego co widać raczej nie ma, to zawsze miło, gdy cudzoziemiec polski etap kariery uważa za najlepszy jaki mu się przydarzył poza ojczyzną.