Jesus czyni cuda w Wiśle

i

Autor: Łukasz Grochala/CYFRASPORT Jesus czyni cuda w Wiśle

Jesus Imaz: Strzelam dla Boga i bliskich [WYWIAD]

2018-10-22 20:00

Jesus Imaz (28 l.) jest najlepszym piłkarzem Wisły w ostatnich meczach. W starciach z Cracovią strzelił po dwa gole, dokłada też efektowne asysty. - Tak dobrze jeszcze nigdy nie grałem – mówi „Super Expressowi” Katalończyk, który kibicuje… Realowi Madryt. Pomocnik „Białej Gwiazdy” teraz błyszczy w ekstraklasie, ale ma też plan na życie po zakończeniu kariery. Zostanie trenerem lub… pójdzie do pracy w szkole.

„Super Express”: - Piłkarze Legii mówią, że bardziej stracili dwa punkty niż zyskali jeden. A wy jakie macie odczucia?
Jesus Imaz: - W sumie podobne, w dużej mierze dlatego, że przecież trzecią bramkę straciliśmy w ostatnich minutach gry. A wcześniej mieliśmy możliwość dobić rywala, Kostal miał szansę trafić na 4:2, ale nie udało się. Patrząc na całokształt, trzeba przyznać, że to były dwie bardzo różne połowy. W pierwszej Legia mocno nas zdominowała, gol na początku meczu mocno nami zachwiał, nie potrafiliśmy odpowiednio zareagować i dołożyli nam drugiego. Ale w przerwie wszystko uporządkowaliśmy, jako motywacja posłużył nam mecz w Poznaniu. Tam wtedy też przegrywaliśmy 0:2, a wygraliśmy 5:2. Rozmawialiśmy o tym w szatni, po 45 minutach na Legii. No i w drugiej połowie już było jak trzeba, pierwszy kwadrans to nasza totalna dominacja. Tym bardziej więc szkoda, że Carlitos zdołał wyrównać.

- Chyba lubisz dublety. Jako pierwszy piłkarz w historii Wisły Kraków ustrzeliłeś dwa dublety z rzędu na boisku Cracovii, teraz dwa gole z rzędu na Legii, a w twoim życiu też jest „element podwójny”, bo masz brata bliźniaka…
- (śmiech) To prawda, chodzą za mną te dwójki. Mój brat bliźniak, Oscar, też gra w piłkę, na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej, też jest pomocnikiem, choć bardziej ofensywnym. On jest lewonożny, ja prawonożny. Tyle że dla niego piłka w pewnym sensie stała się bardziej hobby, łączy ją z pracą w szkole, jest nauczycielem wychowania fizycznego. Zresztą, niewykluczone, że pójdę w jego ślady, bo też studiuję ten kierunek. Ze względu na karierę piłkarską musiałem go zawiesić, ale został mi tylko rok edukacji, więc na pewno dokończę naukę. Pracuję też nad dyplomem trenerskim i to są moje dwa scenariusze na czas, gdy skończę grać w piłkę. Albo praca w szkole, albo trenerka.

- Dwa gole z Cracovią, dwa gole z Legią, strzelasz w najważniejszych meczach dla Wisły. W tym sezonie już 5 goli i 4 asysty. To najlepsza forma w karierze?
- Tak można powiedzieć. Ze względu na to jak ważne to mecze dla Wisły, poziom spotkań i fakt, że te bramki dawały nam punkty. Pod tym względem gram tak dobrze jak nigdy wcześniej.

- Masz bardzo szczególne imię. W Polsce nie ma zakazu nadania dziecku takiego imienia, ale ze względu na tradycję religijną nikt tego nie robi. W Hiszpanii z kolei Jesusów nie brakuje…
- Tak, wiem, że u was tego imienia się nie spotyka. Ja mam je po ojcu, po dziadku, obaj też mieli na imię Jesus… Ale nie ma w tym jakiejś głębokiej tajemnicy czy niezwykłych powodów.

- Po strzelonych golach wskazujesz palcem na niebo. O co chodzi?
- Jako osoba wierząca dedykuję te gole Bogu i zmarłym członkom mojej rodziny, którym pokazuję w ten sposób, że zawsze o nich pamiętam.

- Wisła na boisku prezentuje się świetnie, ale wiadomo, że klub ma swoje problemy. Jak to na was wpływa?
- Jesteśmy świadomi trudnej sytuacji. Zmiany kadrowe w lecie, problemy ze stadionem, trudna sytuacja ekonomiczna klubu i tak dalej, i tak dalej. Kłopotów nie brakuje, ale kiedy wychodzimy na boisko, to kompletnie o tym zapominamy. Przez te 90 minut liczy się tylko walka o trzy punkty i nic co się dzieje poza boiskiem nie ma żadnego znaczenia.

- Co będzie sukcesem Wisły w tym sezonie?
- Ze względu na problemy, z którymi boryka się klub, raczej nikt nie spodziewał się, że będziemy aż tak wysoko w tabeli. Moim zdaniem miejsce w górnej ósemce to już jest sukces. Ale oczywiście powalczymy o więcej.

- Mieszkasz w jednym z najpiękniejszych polskich miast, jednak twojej kobiety tu nie ma…
- Ale bardzo lubi tu przyjeżdżać, pojawia się kiedy tylko może. Ma bardzo dobrą, odpowiedzialną pracę i musi jej pilnować. Jest szefową Calzedonii, firmy produkującej damską odzież, na część Hiszpanii, szkoli też pracowników. Gdyby była tam gdzie ja gram, to zaraz ktoś by zajął jej stanowisko. A pracowała na to latami.

- Jesteś Katalończykiem, więc zakładam, że kibicujesz Barcelonie.
- Nieee. Jestem kibicem Realu Madryt.

- Jak to możliwe? Katalończyk kibicem Realu?
- (śmiech). Każdy reaguje takim zdziwieniem, gdy mu o tym mówię. U nas to tradycja rodzinna, ale prawdą jest, że w Katalonii jesteśmy rzadkością. Nie ma zbyt wielu Katalończyków kibujących, jak ja, Realowi.

- Twój idol?
- Od zawsze i na zawsze Zinedine Zidane.

- Wracając do meczu z Legią. Rozmawiałeś z Carlitosem? Jeszcze niedawno graliście razem…
- Rozmawiałem z nim przed meczem. Po meczu chciałem mu pogratulować goli i życzyć powodzenia w kolejnych meczach, ale on od razu poszedł do szatni, więc już się nie widzieliśmy.

- A wyobrażasz sobie, że któregoś dnia podążysz taką drogą jak on, z Wisły do Legii?
- Nie wiem. Wydaje mi się, że byłoby to zbyt skomplikowane.

- Twój kontrakt z Wisłą kończy się za rok, prędzej czy później opuścisz Polskę. Jaką jedną rzecz, zwyczaj, cokolwiek – zabrałbyś ze sobą do Katalonii?
- Zabrałbym spokój Polaków. Bardzo mi się podoba to, że macie taką „spokojną krew”. Nie widzę tu zbyt wielu awantur, nie widzę w Krakowie tylu bójek ile widzę na przykład w Barcelonie. Podoba mi się, że tu jest spokojniej niż u nas.

Najnowsze