Daleko wstecz trzeba by szukać kolejki, w której cztery czołowe zespoły ekstraklasy nie zdobyłyby choćby punkcika. A tak – jak okazało się w niedzielny wieczór – stało się w 20. serii gier. W piątek potknęła się Jagiellonia, w sobotę – Raków i Legia. Wydawało się w tej sytuacji, że przez liderem, Kolejorzem, otwiera się autostrada do wyraźnego powiększenia przewagi nad dychawicznym tercetem kandydatów (?) do mistrzostwa. Wystarczyło ograć rywala, który ma kłopoty nie tylko sportowe, ale i organizacyjno-finansowe.
Lechia, ze względu na wspomniane problemy, przed startem wiosny jawiła się jako niemal „pewniak” do spadku. W naszej piłce nie ma jednak niczego oczywistego. Już tydzień temu gdańszczanie niespodziewanie przywieźli punkty z Lublina (choć tam pomogło im „pudło sezonu” w wykonaniu jednego z graczy Motoru). W starciu z Kolejorzem ewentualny remis jawił się jednak szczytem marzeń gospodarzy.
Czerwona kartka Alexa Douglasa z ogromną wagą
Po niespełna kwadransie ta optyka musiała jednak ulec zmianie. Szwed Alex Douglas już po niespełna dwóch minutach gry zapracował na pierwsze sędziowskie upomnienie, po kolejnych dwunastu – na drugie, równoznaczne z „eksmisją” z murawy! Musiał duński szkoleniowiec Lecha sięgnąć po stopera Bartosza Salamona, kosztem Aliego Golizadeha. I czegoś od tej pory w ofensywnych poczynaniach poznaniaków brakowało na murawie.
Grający w przewadze gospodarze próbowali od razu wykorzystać ów atut. Aktywny był zwłaszcza Tomaš Bobček, niezwykle skuteczny w zimowych sparingach (jesienią długo leczący kontuzję). Raz zatrzymał go odważnym rzutem pod jego nogi bramkarz Bartosz Mrozek, potem Słowak fatalnie spudłował, próbując dobijać piłkę odbitą od słupka po strzale Bohdana Wjunnyka.
W końcu jednak dopiął swego. Fatalnie skiksował we własnym polu karnym Antonio Milić, z asekuracją nie zdążył Radosław Murawski, a wspomniany Mrozek zaskoczony został uderzeniem z zerowego niemal kąta: napastnik Lechii zmieścił mu piłkę między nogami. 1:0 dla ekipy broniącej się przed spadkiem w starciu z kandydatem do złota!
Poznańska katastrofa w Gdańsku, bezskuteczna pogoń
Druga połowa była ambitną próbą gonienia przez Lecha wyniku. Z drugiej strony – szukaniem przez Lechię szans na kontrę i podwyższenie prowadzenia. Zmarnował doskonałą okazję Anton Carenko, potem Mrozek świetnie zachował się przy groźnej „główce” Bobčeka. Dopiero później - tak naprawdę po raz pierwszy w tym spotkaniu – zagotowało się po przeciwnej stronie murawy. Noga Eliasa Olssona, o którą otarła się piłka po kapitalnym uderzeniu Mikaela Ishaka, uratowała jednak gdańszczan od utraty gola: zamiast futbolówki w siatce, był tylko róg dla gości.
Lech do samego końca – mimo osłabienia – oblegał bramkę gospodarzy, co dawało miejscowym kolejne okazje do kontr. Najlepszą w 90. minucie zmarnował Michał Głogowski, fatalnie pudłując z kilku metrów. Na jego szczęście goście nie zdołali wyrównać, dzięki czemu Lechia dowiozła prowadzenie do końca i mocno skróciła dystans do bezpiecznego miejsca w tabeli!
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 1:0 (1:0)
1:0 Bobček 44. min
Sędziował: Łukasz Kuźma. Widzów: 13869
Lechia: Weirauch – Piła, Pllana, Olsson, Kałahur – Kapić, Neugebauer, Carenko Ż (70. Sezonienko) – Wjunnyk Ż (83. Guého), Chłań (82. Wójtowicz) – Bobček Ż (75. Głogowski)
Lech: Mrozek – Pereira Ż (46. Cartensen), Douglas Ż/Ż/CZ, Milić, Gurgul (62. Fabiema) – Gholizadeh (18. Salamon Ż), Murawski Ż, Kozubal, Haakans (88. Lisman) – Jagiełło (46. Pordarson) – Ishak
![Sport SE Google News](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-WsPx-zuF2-GvdR_sport-se-google-news-664x442-nocrop.jpg)