Robert Jeż (32 l.) i Michał Gliwa (25 l.) po bandyckim ataku mają już dość i prawdopodobnie nie zagrają więcej w Zagłębiu Lubin. Pobity Jeż wyjechał już na Słowację, a przestraszony bramkarz nie opuszcza mieszkania.
- Robert telefonicznie pożegnał się z kolegami z drużyny i już do Lubina nie wróci. Kontrakt z Zagłębiem ma w jego imieniu rozwiązać menedżer - dowiedział się "Super Express".
Przeczytaj koniecznie: Piotr Parzyszek w Benfice Lizbona? Oferta gotowa
W tym samym czasie kiedy napadnięto Jeża, w innej dzielnicy miasta zniszczono cegłami samochód BMW 3 Michała Gliwy. Jedna wybiła szybę, a inna uszkodziła karoserię. Obecnie auto w garażu czeka na wycenę strat przez rzeczoznawcę ubezpieczeniowego, a zarabiający 30 tys. zł miesięcznie brutto bramkarz boi się wyjść z domu.
- Michał już dwa tygodnie temu złożył wniosek o rozwiązanie kontraktu z Zagłębiem za porozumieniem stron. Był zastraszany, obrażany i szykanowany przez kibiców, którzy obwiniali go o błędy, po których traciliśmy gole. Chciał odejść, ale trener Lenczyk bardzo go bronił i namawiał do pozostania. Zniszczenie "beemki" przeważyło jednak szalę i lada dzień Gliwa wyjedzie z miasta. Jest już dogadany z klubem z Azerbejdżanu - ujawnił nasz informator.
Kibice mieli pretensje, że kasujący 60 tysięcy miesięcznie brutto Jeż pozoruje grę. - To chyba jedyny rozgrywający w lidze, który w tym sezonie nie zdobył gola i nie zaliczył żadnej asysty. Podobno od roku gra z niewyleczoną kontuzją pleców tylko po to, żeby pobierać tzw. wyjściówki - dodaje nasz człowiek w Lubinie.
Prezes Zagłębia Tomasz Dębicki w rozmowie z "Super Expressem" powiedział, że napad na piłkarzy to niedopuszczalny skandal, ale żadna decyzja o rozwiązaniu umów z poszkodowanymi zawodnikami jeszcze nie zapadła.