Super Express: - Główny temat naszej rozmowy jest inny, ale w tych czasach nie sposób nie zacząć od pytania o zdrowie. Jak się pan miewa?
Kiko Ramirez: - Na szczęście ze zdrowiem wszystko w porządku. U nas, w Tarragonie, przypadków zakażenia jest mało, choćby w porównaniu z Barceloną. Dlatego Tarragona, w przeciwieństwie do wielu innych regionów, otrzymała zgodę na przejście do fazy numer 1. Od poniedziałku.
- Co to oznacza?
- Że można otworzyć restauracje, bary, ale pod pewnymi warunkami. Na przykład odległość między stolikami musi wynosić dwa metry, przy stoliku nie więcej niż 10 osób itd itd…, preferowane tarasy, ogródki, czyli, tak żeby jak najwięcej tej aktywności było na zewnątrz.
Super Express ujawnia: wielki klub zainteresowany Buksą. Tu szczegóły
- To co pierwsze pan zamówi? Po tygodniach zamknięcia…
- Piwo! (Ramirez wypowiada to słowo po polsku). Piwo, zimne piwo! (śmiech).
- Można powiedzieć, że Hiszpania ma już najgorsze za sobą?
- To na pewno, bo w ostatnich dniach umiera znacznie mniej ludzi, dziś mniej niż 200 osób, a w szczycie śmiertelnych przypadkóww było o wiele więcej. Myślę, że najgorsze za nami, ale… przed nami ważny egzamin na odpowiedzialność. Bo dopuszczenie do tego, że ludzie mogą uprawiać sport na zewnątrz ma swoje konsekwencje. My sami obywatele, musimy być bardzo odpowiedzialni, aby ta zaraza z nami nie wygrała, żeby nie wróciła ze zdwojoną siłą.
- W Polsce, jak wszędzie, część osób mówi tak: „znasz kogoś kto zachorował na to? Bo ja nie. No więc bez przesady…” A pan zna?
- Znam, niestety znam. Na koronawirusa zmarł kolega mojej żony, 55 lat, bez chorób towarzyszących. Znam też sporo osób, które chorowały. Jedne lżej to znosiły, ale inne ciężej – traciły po 10-15 kg, kilkanaście dni były pod respiratorem. Naprawdę nie można lekceważyć tej sytuacji. Na szczęście w hiszpańskich szpitalach sytuacja jest już dużo lepsza. Już ludzie nie leżą na korytarzach. Wcześniej brakowało sprzętu, a lekarze i pielęgniarki się zarażali. To powodowało, że nie było wystarczająco rąk do pracy, stąd pacjenci na korytarzach czekający na pomoc. Ale z czasem przybyło i sprzętu i ozdrowieńców, których w Hiszpanii jest już grubo ponad 100 tysięcy.
- Miejmy nadzieję, że będzie coraz lepiej. A przechodząc do futbolu, wie pan o co chcę zapytać…
- Wiem, wiem. Buksa i Barcelona. Moim zdaniem to ma sens, bo Buksa ma to, czego szuka Barcelona. Oni od lat rozglądają się za nową „9”. La Masia „dziewiątek” nie produkuje, bo oni grają inaczej. Tam się operuje piłką, podanie, podanie, podanie, mają taką przewagę w tych młodzieżowych Iigach, że dają radę swoim stylem opierającym się na dotykaniu piłki, na technice. Wiadomo, to DNA Barcelony. Stąd nie ma tam ciśnienia na to, aby „stworzyć” graczy na pozycję numer 9. Ale wiadomo, że w dorosłej piłce „9” jest bardzo potrzebna. Dlatego Barcelona przeczesuje świat w poszukiwaniu takich piłkarzy. Bo przecież mówimy tu o Luisie Suarezie, a dokładniej o tym, że za jakiś czas potrzebny będzie jego następca.
- Z naszych informacji wynika, że o Buksę pytał pana Ramon Planes, dyrektor sportowy Barcelony. To prawda?
- Prawda.
- I jaka jest pańska opinia?
- Że miałoby to sens. Dlaczego Barcelona zapytała o Buksę? Bo on ma 17 lat i duży talent. Gdyby miał 24 lata, to nie byłoby tematu. Ja to widzę tak: gdyby to się skonkretyzowało, to warto skorzystać. Przecież do Wisły Buksa zawsze zdążyłby wrócić. A tak, trafiłby do Barcelony B, która ma szansę awansu do Segunda A. A granie w Segunda to już coś. Plus co oczywiste: monitorowanie jego postępów przez pierwszy zespół. Czyli, wszystko byłoby w rękach Buksy. Poza tym. Ja wierzę w Polaków. Oni są inni od Latynosów, dla których, choć oczywiście nie dla wszystkich, liczy się fiesta. A Polak to człowiek pracowity, szanujący innych. To pasuje do filozofii La Masii. Wiem, że i Buksa, i jego otoczenie właśnie takie jest. Rozsądne, odpowiedzialne, szanujące innych.
Tak Barcelona znalazła Buksę. Zobacz kto opiniuje tego gracza dla Katalończyków
- Wie pan jakie są szanse na realizację tego transferu?
- Nie wiem, bo nie jestem pracownikiem Barcelony. Tak, jak mówiłem, mam dobre relacje z jej obecnym dyrektorem sportowym, z którym pracowałem w przeszłości w Rayo Vallecano. I on zawsze zwraca się do mnie jeśli jest temat piłkarza z Polski. A wiesz którego Polaka poleciłem mu jako pierwszego?
- Nie mam pojęcia.
- Krzysztofa Piątka, gdy grał w Cracovii, a Ramon Planes, dyrektor Barcelony, pracował dla Getafe. Piątek strzelał wtedy sporo goli mimo że styl gry tej drużyny nie był wtedy zbyt finezyjny. Biegać, biegać, biegać – tak to wtedy wyglądało… No a potem Piątek podpisał we Włoszech i zrobiło się o nim głośno.
- Poza Piątkiem jest jeszcze jedno nazwisko o którym rozmawiał pan z dyrektorem Barcelony…
- To prawda. I ono do tej pory nie wypłynęło, bo nie mówię o tym piłkarzu, o którym pisano w ostatnich dniach (Karbownik – przyp.PK). Tu jednak moja opinia była inna niż w przypadku Buksy. Ale nie wchodźmy w szczegóły w tym momencie.
- Może jeszcze będzie okazja. A jak pańskie relacje z Wisłą? Spłacono już pana?
- Jeszcze nie, ale… Na czas kryzysu zawarliśmy porozumienie. Nie dostaję pieniędzy z Krakowa od kilku miesięcy, bo tak się umówiliśmy. Wiem, że Wisła przeżywa trudne chwile, więc umówiliśmy się, że moje pieniądze zostają zawieszone. Aż się sytuacja poprawi.
- A wróciłby pan do Polski?
- Pewnie, że tak. Przyglądam się sytuacji, rozmawiam z ludźmi, jestem nie bieżąco, znam tu wiele osób. Ale powrót nie będzie taki łatwy, bo w Polsce trenerzy zza granicy wcale nie mają tak łatwo, w sensie nie tak łatwo zostać zatrudnionym.
- Mówi się, że kryzys uderzy mocno w świat piłki. Barcelona ma mieć budżet mniejszy o 250 mln euro…
- Barcelona sobie poradzi. Przetrwa ten kryzys bez większego uszczerbku. Gorzej z wieloma hiszpańskimi drużynami z Segunda B. Tu może być duży problem.
- To rynek, gdzie zakupy często robiły polskie kluby. Czy to znaczy, że teraz będzie jeszcze łatwiej wyciągać graczy stamtąd?
- Nie wiem jak kryzys przetrwają polskie kluby, ale na pewno w Hiszpanii będą duże okazje. Tu nie mam żadnych wątpliwości. Natomiast taki polski klub musi mieć osobę, która będzie Hiszpana potrafiła do transferu przekonać. A to wcale nie jest takie proste, bo mamy do czynienia ze stereotypami. I ten Hiszpan dużo szybciej wybierze np. Grecję niż Polskę. Dlatego w jego przekonanie trzeba trochę pracy włożyć….