Przed rozpoczęciem 25. kolejki Ekstraklasy trwała debata, czy nie powinna zostać przełożona na inny termin. Argumenty były mocne. Temperatury, które panują od kilku dni w Polsce są bardzo niskie. Termometry w niektórych miejscowościach pokazywały nawet -25 stopni. A trzeba pamiętać, że temperatura odczuwalna może być o wiele niższa.
Takie warunki są również niebezpieczne dla samych piłkarzy. Są oni bardziej narażeni na kontuzje. Mimo tego postanowiono, że spotkania odbędą się. Wiele klubów spodziewało się, że frekwencja na ich stadionach będzie porażająco niska i tak w rzeczywistości było. W Płocku, gdzie tamtejsza Wisła mierzyła się z Cracovią było dokładnie 899 widzów.
Jeszcze gorzej było w przypadku spotkania Sandecji Nowy Sącz z Zagłębiem Lubin. Beniaminek nie może grać na swoim stadionie. Nie spełnia on wymogów licencyjnych. Swoje mecze domowe rozgrywa na stadionie w Niecieczy. To tym bardziej nie wpływa na wysoką frekwencję. We wtorkowym meczu na trybunach obecnych było zaledwie 312 widzów, co stanowi niechlubny rekord Ekstraklasy.
Zobacz również: Arkadiusz Malarz po meczu Legia - Jagiellonia: Ktoś powinien puknąć się w głowę!