Pierwsza poleciała głowa szefa
Od momentu, w którym Niemcy przejęli udziały w Koronie Kielce, a na stanowisku trenera zatrudniono Gino Lettieriego, konferencje prasowe często przypominały farsę. Za tłumacza służył asystent David Pietrzyk i często dochodziło do językowych lapsusów. Kwestią czasu było tylko, kiedy z zabawnych pomyłek wybuchnie pożar. Tak stało się pod koniec sezonu 2018/19. Po meczu z Jagiellonią Białystok asystent przetłumaczył błędnie wypowiedź szkoleniowca złocisto-krwistych. - W zasadzie nie mamy za wiele do powiedzenia. W związku z tym, że drużyna nie żyje, że u nas nie pasuje, to wynik mówi dla siebie. Słusznie tutaj wygraliśmy. Dziękujemy - mówił Pietrzyk do mikrofonu. W lokalnych mediach wybuchła prawdziwa burza, a niedługo później podano informację, że ze stanowiska rzecznika prasowego zwolniono Pawła Jańczyka. Człowieka, który przez wiele lat budował markę Korony w całej Polsce i wielokrotnie gasił pożary, których w Kielcach było bez liku. Wystarczy przypomnieć kilkuletnie tragikomedie związane z poszukiwaniem nowego inwestora dla klubu. Ciężko nie odnieść wrażenia, że władze szukały odpowiedniego momentu, by ściąć pierwszą głowę. Głowę człowieka, który przez ogólnopolskie media okrzyknięty został "najlepszym rzecznikiem prasowym w Polsce". Z Pawłem Jańczykiem zawsze można było się porozumieć i mieć pewność, że zrobi wszystko, co w jego mocy, by ułatwić pracę dziennikarzom. Przez wiele lat pracy w Koronie zbudował w biurze prasowym, który doskonale znał się na swojej robocie.
Ludzie od wszystkiego
Musicie Państwo wiedzieć, że w wielu klubach biura prasowe to mała armia. Ludzie dzielą się obowiązkami. Jedni pracują nad rozwojem oficjalnej strony, inni działają w obszarze wideo, jeszcze kolejni skupiają się na kontaktach z mediami, a ostatni zachęcają kibiców do przyjścia na stadion za pośrednictwem akcji w mediach społecznościowych. Tymczasem w Kielcach Paweł Jańczyk miał do swojej dyspozycji garstkę zapaleńców, którzy dla Korony zawsze rzuciliby wszystko i po prostu działali. Każdy z tych ludzi musiał zarówno zajmować się obsługą social media, strony, fotografowaniem i resztą otoczki wokół klubu. Trzeba przyznać, że wychodziło to doskonale - czasami pracowali całą dobę, by piłkarska Polska nie mogła powiedzieć złego słowa o tym, jak Korona wygląda w Internecie, prasie czy telewizji. Problemy zaczęły się, gdy sztab stopniowo ograniczał możliwości mediów klubowych (!) i niechętnie pozwalał zbliżyć się nadto do drużyny. Obowiązki rzecznika prasowego po odejściu Jańczyka przejął Krzysztof Węglarczyk i przez kilka miesięcy radził sobie w tej wyjątkowo trudnej sytuacji bardzo dobrze. Do tego jednak wrócimy później.
Człowiek, który stworzył potwora
W każdej, nawet najbardziej zgranej, drużynie jest jednak człowiek, który wyróżnia się na tle pozostałych. W Koronie, a w zasadzie biurze prasowym klubu, był to Michał Siejak. Zatrudniony jako młody chłopak od początku poczuł się z kamerą w ręce jak rycerz z mieczem. Stopniowo się rozwijał i wreszcie zrobił coś, czego zazdrościła Kielcom cała piłkarska Polska. Zaczął być częścią drużyny. Wchodził do szatni, witał rano piłkarzy w klubie, żegnał ich po treningach. Po wygranych meczach znajdował się w samym środku fetującego kółka, a później w szatni przyjmował hektolitry wody na kark, gdy zawodnicy w szale radości oblewali się nią. Po porażkach starał się pokazać prawdziwe emocje, a często również łzy. Dzięki temu kibice jeszcze mocniej utożsamiali się z ekipą ze Ściegiennego. Reszta kraju z zazdrością patrzyła w stronę serca Gór Świętokrzyskich i tworzyła swoje telewizje na wzór tej z Kielc. KoronaTV stała się marką, kibice innych zespołów zaczęli kojarzyć sympatycznego "Sieja", a on sam nie przestawał się rozwijać. Aż przyszedł wtorek 18 czerwca. Na Facebooku sam zainteresowany poinformował, że otrzymał wypowiedzenie od dotychczasowego pracodawcy.
Lawina ofert
Nie trzeba było długo czekać na reakcję piłkarskiej Polski. Oczywiście najwięcej głosów płynęło z Kielc. Tamtejsi dziennikarze nie potrafili zrozumieć tej decyzji zarządu, sugerując, że Michał Siejak był jednym z ostatnich prawdziwych Koroniarzy na pokładzie dryfującego statku. Z kolei fani innych zespołów zaczęli się prześcigać w proponowaniu "Siejowi" nowych miejsc pracy. On sam na pewno na zainteresowanie nie będzie narzekał. Możemy się domyślać, że w ciągu kilku godzin odebrał wiele telefonów z propozycjami nowego etatu, na co sam sobie zasłużył ciężką pracą. Z pewnością jednak jego uczucie do Korony nie wygasło i gdyby udało się dojść do porozumienia z władzami, to być może skusiłby się na kolejne podejście do KoronaTV. Być może tym razem trener Lettieri pozwoliłby mu na więcej, jak z obustronną korzyścią robili to Leszek Ojrzyński czy Maciej Bartoszek.
Światełko w tunelu, ale w klubie cisza
Michał Siejak osobiście w sprawie odejścia z Korony Kielce się nie wypowiada. Jego mecenas zasugerował, że możliwa jest dalsza współpraca kamerzysty z klubem ze Ściegiennego. - Michał Siejak dalej liczy na porozumienie i dalszą współpracę z Koroną. Uzgodniliśmy termin spotkania 25 czerwca - powiedział Arkadiusz Płoski. Prawnik został zapytany również o powody nieporozumienia między Siejakiem a klubem. - Pan Michał Siejak nie może szczegółowo informować o kwestiach dotyczących sporu oraz wykonywanej umowy. W związku z tym nie mogą być one przekazywane przez niego lub pełnomocnika. Myślę, że zarząd klubu może udzielić informacji w tym zakresie, my nie mamy nic przeciwko - skomentował mecenas Płoski. Korona Kielce nie zajęła do tej pory stanowiska w sprawie, która rozgrzała kibiców. Niewykluczone jednak, że wystosuje odpowiednie oświadczenie. Jeśli nie, to więcej powinniśmy dowiedzieć się po wtorkowym spotkaniu stron.
Nowy rzecznik zostanie zastąpiony jeszcze nowszym?
Wygląda na to, że zwolnienia dwóch osób, które dla Korony poświęciły mnóstwo życia i zdrowia to nie koniec zawirowań wokół biura prasowego. Z informacji portalu CKSport.pl wynika, że od lipca nowym rzecznikiem prasowym zostanie Rafał Kielczyk. Od początku kwietnia człowiek ten pracował w klubie jako tłumacz Gino Lettieriego (zatrudniony na stanowisku po zamieszaniu po meczu z Jagiellonią Białystok). Z tego co wiadomo, Kielczyk nie ma żadnego medialnego doświadczenia i będzie je dopiero nabierał jako osoba funkcyjna i w pewnym stopniu decyzyjna w Kielcach. Jak sobie poradzi, tego dowiemy się już wkrótce. Do tej pory klub miał szczęście do rzeczników - po strażaku Jańczyku na stanowisku pojawił się kolejny - Węglarczyk. Uporządkował zamieszanie po zwolnieniu byłego szefa, ale to nie przekonało władz klubu.
W szatni też przeciąg/zaciąg
Biuro prasowe wciąż pozostaje tylko biurem prasowym. Najważniejsi w klubie piłkarskim są... piłkarze. Problem w tym, że w Kielcach też zaczyna brakować zawodników związanych z drużyną. Ba, zaczyna nawet brakować Polaków. Niedawno kibice otrzymali cios po tym, jak okazało się, że w kolejnym sezonie zabraknie w składzie Bartosza Rymaniaka. W tym przypadku nie można jednak w pełni winić klubu, bo sprawa jest znacznie bardziej złożona. Problemem jest jednak to, że z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że nowymi gwiazdami ze Ściegiennego staną się kolejni zawodnicy z Bałkanów. W niedawnej przeszłości nie imponowało również podejście do żegnania swoich gwiazd. Wystarczy przypomnieć przypadki Jacka Kiełba czy Radka Dejmka, którzy przez lata stanowili o sile Korony. Ich odejście było sporym rozczarowaniem dla fanów, a klub? Naprędce zorganizował kilka kwiatków i pomachał ręką. Szkoda, bo i samym kibicom coraz ciężej identyfikować się z tak budowanym klubem.