Śląsk Wrocław

i

Autor: Cyfrasport Śląsk Wrocław

Ekstraklasa na start!

Ligowy rekordzista o piłkarskim wyścigu po tytuł. W tego kandydata nieco zwątpił: „Byłbym bardzo zaskoczony, gdyby zostali mistrzami” [ROZMOWA SE]

2024-02-07 22:43

Niemal 21 lat dzieli debiut Łukasza Surmy w piłkarskiej elicie od ostatniego w niej występu. Nazbierał w tym czasie aż 559 występów ligowych – dalece więcej od jakiegokolwiek innego zawodnika w grach o mistrzostwo Polski. To właśnie rekordzistę naszej ekstraklasy tuż przed startem piłkarskiej wiosny, która zacznie się w piątek, zapytaliśmy o boiskowe prognozy na najbliższe miesiące.

„Super Express”: - Pański niegdysiejszy kolega legijny z boiska, Jacek Magiera, najpierw uratował Śląsk przed spadkiem, a jesienią zrobił z niego kandydata do mistrzostwa. Uda mu się sięgnąć po koronę?

Łukasz Surma: - Ważny kontekst pan poruszył – mówię o tej walce o utrzymanie w poprzednich rozgrywkach. Pamiętam doskonale ze swojej piłkarskiej kariery, że w sezonie poprzedzającym brązowy medal Ruchu w roku 2000, z trudem utrzymaliśmy się w ekstraklasie. Tamte przeżycia bardzo scementowały, wzmocniły zespół. Zaczęliśmy sobie radzić w trudnych boiskowych momentach, pod presją itp. Dawało nam to wielką satysfakcję: śmiało spoglądaliśmy w oczy tym wszystkim, którzy jeszcze kilka miesięcy wstecz nas skreślali. Ze Śląskiem mamy sytuację analogiczną: parę ostatnich sezonów to nie była ani efektowna, ani efektywna gra w wykonaniu wrocławian. Ludzie się od nich odwracali. Czasem aż przykro było patrzeć na komentarze wypisywane pod ich adresem w mediach społecznościowych. I teraz ci piłkarze mają swoje chwile satysfakcji.

- Co się stało, że Śląsk z outsidera stał się liderem?

- Zaowocowały ciekawe ruchy Jacka Magiery. Zmiana dynamiki w zespole, inne rozłożenie akcentów personalnych. Nigdy bym nie przypuszczał, że liderem drużyny może być Erik Exposito. Chłopak już w poprzednich sezonach wykańczał akcje, strzelał bramki, ale po prostu był… leniwy, jeśli chodzi o grę w defensywie, o pomoc kolegom za plecami. Patrząc z boku, nigdy nie powierzyłbym mu opaski kapitana! Ale – jak widać – bycie w środku zespołu pozwala na inne spojrzenie, i na takie właśnie strzały w dziesiątkę. Do tego dochodzi też usposobienie trenera, który więcej obserwuje niż mówi. „Mniej gadać, więcej robić” – to zawsze pokazuje dojrzałość nie tylko trenera, ale człowieka w ogóle. Ale oczywiście wiosna będzie dla Śląska dużo trudniejsza niż jesień. Lech czy Legia – choć ta druga jeszcze jest w pucharach, i oby w nich była jak najdłużej – już nie będą mieć obciążenia meczami w Europie. Zapas punktowy, pozwalający na jedno-dwa potknięcia, wrocławianie mają, ale wyzwanie jest ogromne.

- Pytań jest wiele: czy wspomnianemu Exposito jeszcze się będzie chciało, czy raczej myślami będzie już w zagranicznym klubie? Czy inni wytrzymają rosnącą z tygodnia na tydzień presję…

- No właśnie. Niewielu jest w Śląsku zawodników mających na koncie tytuł. Z jednej strony – to plus, bo są głodni sukcesu. Z drugiej – stosowne doświadczenie pozwala utrzymać nerwy na wodzy i spokój w grze. Niech grają, ale – mówiąc szczerze – byłbym bardzo zaskoczony, gdyby wrocławianie zostali mistrzami Polski.

- Jeśli nie oni, to kto? Wymienione przez pana zespoły Lecha i Legii to główni kandydaci?

- Obie ekipy są bardziej doświadczone oraz – moim zdaniem – po prostu lepsze. Legii bym nie skreślał, ale wyżej oceniam Lecha.

- W Lechu zimą panował transferowy bezruch, nie licząc oczywiście roszady na trenerskiej ławce. Może w Poznaniu uznano, że ten sezon trzeba już spisać na straty?

- A może trener, w porozumieniu z dyrektorem sportowym i prezesem uznali, że ten potencjał i układ szatni, który jest w tej chwili, zupełnie wystarczy, aby powalczyć o mistrzostwo? Ja nie wierzę, żeby ktoś w Lechu pozwolił sobie na myśli o odpuszczeniu. Wiemy doskonale, jaka presja panuje w Poznaniu. A poza tym przy Bułgarskiej mają naprawdę mocną kadrę.

- Jesień, ta pucharowa, ale i ligowa, daleka była jednak od poznańskich marzeń. Dlaczego?

- Wydaje mi się, że poprzedni sezon, w którym lechici zaszli bardzo daleko w pucharach, trochę za bardzo drużynę uspokoił, wręcz uśpił. Straciła część tych cech, którymi wygrywała w Europie: czujność, zadziorność. Jeśli wiosną uda się Lechowi wrócić do gry prezentowanej w minionym sezonie w pucharach, może być trudny do zatrzymania.

- A pomysł z powrotem Mariusza Rumaka na ławkę pana przekonuje? Miał sukces w Poznaniu, ale w innych klubach nie radził sobie nadzwyczajnie...

- Mam wrażenie, że poprzedni szkoleniowiec, John van den Brom, wniósł dużą jakość do ekstraklasy. Zespół był zmobilizowany, nie było w szatni niepokojów, afer… Może gdyby w pewnym momencie nie zaczął „cudować” i wypowiadał się bardziej zrozumiale, pracowałby dalej. Natomiast powierzenie drużyny Mariuszowi Rumakowi odbieram jako postawienie na „swojego człowieka”; takiego, który dobrze zna środowisko, dobrze się w nim czuje, buduje dobry nastrój. A to ma wielkie znaczenie.

- Między Śląskiem a Lechem jest jeszcze Jagiellonia, mająca tylko trzy punkty straty do Śląska.

- Podoba mi się wielki entuzjazm w grze tej drużyny i dużą swobodę poszczególnych zawodników, a seria zwycięskich gier na własnym stadionie jest imponująca. Istotne jest zaufanie między trenerem a piłkarzami, które widać na każdym kroku. Jagiellonia gra specyficznie: na wielkim ryzyku, wybierając trudne nieszablonowe rozwiązania. Ale dzięki temu zaufaniu to się zazębia i przynosi efekty. Przecież w poprzednim sezonie podobny skład, z niemal tymi samymi graczami w środku pola, był co najwyżej ekipą środka pola.

- Widzi pan szansę na mistrzostwo dla Jagiellonii?

- Będzie bardzo trudno. Gra Jagi jest bardzo widowiskowa, płynniejsza nawet niż ta w wykonaniu Śląska, ale… liga już ten styl poznała. Próbowali goście rozgrywać piłkę od tyłu w Szczecinie? Próbowali; a Pogoń o tym wiedziała i to wykorzystała. Trzeba więc będzie wiosną - moim zdaniem - w pewnych momentach zmieniać swój sposób grania, na nieco mniej ryzykowny. Trzeba będzie poszukiwać innych rozwiązań, zaskakiwać. A to ogromne wyzwanie. Jestem bardzo ciekaw, w którą stronę to pójdzie w Białymstoku.

- Nie powiedzieliśmy jeszcze ani słowa o obrońcy tytułu z Częstochowy. Czwarte miejsce po jesieni i aż osiem punktów straty do lidera to „zatrucie pucharami”, tak charakterystyczne dla polskich drużyn?

- Nie! Uważam, że trener Szwarga – i cały klub – dobrze sobie poradził z „erą po Papszunie”. Kwalifikacje do Ligi Mistrzów, a potem faza grupowa Ligi Europy to było zdecydowanie najtrudniejsze wyzwanie spośród wszystkich naszych drużyn w pucharach. Rywale Rakowa plasowali się o półkę wyżej niż ci, z którymi grała Legia czy Lech. Nie pamiętam, by w ostatnim dwudziestoleciu ktoś równie udanie połączył puchary z ligą. Dla drużyn angielskich, niemieckich, włoskich czy hiszpańskich gra na dwóch frontach to chleb powszedni. U nas gry pucharowe kosztują zespół może nie tyle więcej sił, co emocji. Pamiętam, jak z Ruchem doszliśmy do finału ówczesnego Pucharu Intertoto, i zapłaciliśmy za to walką o utrzymanie w ekstraklasie do ostatniej kolejki. Dla mnie to był wtedy szok, póki nie zrozumiałem, że piłka to nie tylko nogi; to także – a raczej przede wszystkim – dusza, to emocje. A Raków sobie z tym poradził. Należy mu się szacunek za miejsce w czołówce. Sportowo zaś utrzymany jest kierunek i styl gry nadany przez Marka Papszuna, do którego trener Szwarga dołożył kilka swoich elementów. A teraz mistrz będzie miał łatwiej, bo już w tych pucharach nie gra. Nie skreślałbym go.

- I może będzie mieć też łatwiej, bo wraca Ivi Lopez. Co podpowiada panu doświadczenie: po kontuzji znów zatrzęsie ligą?

- Nie wiem, bo - a na szczęście! - nigdy tak poważnej kontuzji nie miałem (śmiech). Głód piłki na pewno będzie u niego wielki. Ale odzyskanie formy, wejście w rytm może mu jednak zabrać trochę czasu. To zawodnik, którego przewaga nad innymi opiera się nie na fizyczności, a na technice, na czuciu piłki, na kreatywności, na współpracy z partnerami. Ten powrót nie będzie więc łatwy i szybki.

- Porozmawialiśmy o czołówce tabeli, tymczasem największa rewolucja zimą zdarzyła się w bliskim pańskiemu sercu Ruchu. Trener Niedźwiedź w Chorzowie, siedem nowych twarzy – nie byle jakich, jak choćby Dante Stipica. I co z tego będzie?

- Znając Janusza Niedźwiedzia, trenera bardzo skutecznego, zakładam, że początek wiosny może być dla Ruchu bardzo udany. Myślę, że zobaczymy nowy kierunek obowiązujący w jego grze; zupełnie odmienny od tego, czego w ostatnich latach wymagali od zespołu – i dzięki temu dokonywali rzeczy wielkich – trenerzy Skrobacz i Woś. Trochę, prawdę mówiąc, żal mi tej ich „epoki”: marsz z trzeciej ligi do ekstraklasy był ewenementem, który ludzie będą pamiętać długo. I to mogło się zdarzyć tylko w Chorzowie, bo to jest klub inny niż wszystkie. Więc – podsumowując – mam nieco wątpliwości, czy te ostatnie zmiany pasują do Ruchu… Pod względem nazwisk i jakości sprowadzonych zawodników – wszystko jest OK. Natomiast u zawsze bazowano na rodzinnej atmosferze, na charakterze ludzi często niechcianych gdzie indziej.

- Ruch się utrzyma?

- Życzę mu tego z całego serca, bo to jest mój klub, zawdzięczam mu najwięcej, jeśli chodzi o całą seniorską piłkę. No ale – jak mówiłem - musi dobrze zacząć, bo stratę ma sporą, a wiosna jest krótka. Pamiętajmy też, że de facto nie gra u siebie. Ruch i Stadion Śląski to nie jest to samo, co Ruch i Cicha.

- W Ruch pan jeszcze po cichu wierzy, ale ŁKS już chyba spadł?

- Myślę, że Piotr Stokowiec liczył na lepsze wejście w zespół. Ale on jest fighterem i nie odpuści do końca. A jeśli nawet szans nie będzie, powalczy o honor i jego podopieczni będą trudnym przeciwnikiem dla każdego.

- Bohaterem jesieni w lidze był oczywiście Erik Exposito, wyróżnienia na gali „Piłki Nożnej” zebrali Kamil Grosicki i Josue. A Łukasz Surma ma swojego faworyta do roli „piłkarza wiosny”?

- Przed startem rozgrywek do roli najlepszego zawodnika typowałem… Bartosza Slisza. Nie pomyliłem się: był motorem napędowym Legii. Jego zagraniczny transfer nie był więc żadnym zaskoczeniem, a ja bardzo żałuję, że już nie zagra na naszych boiskach. Będzie mi go brakować.

- Zatem jeśli nie Slisz, to kto?

- Oczywiście z reguły oczy wszystkich skupione są na napastnikach, którzy strzelają bramki. Ale ja lubię właśnie takich piłkarzy jak Slisz, potrafiących scalić zespół. Może wreszcie wystrzeli w Rakowie Władysław Koczerhin? To jest zawodnik z ogromnym potencjałem. Podobnie jak Petr Schwarz w Śląsku, który na pewno potrafi grać dużo lepiej, niż jesienią. Nietuzinkowy jest oczywiście Josue, a jego pomysły są wspaniałe. Liczę też, że w końcu zaaklimatyzuje się w Lubinie – i zagra na miarę swych możliwości – Damian Dąbrowski jako libero. Może w Zagłębiu za mało w niego wierzą?

- Na koniec pytanie o nastoletniego Chorwata w Radomiaku. Kilkanaście milionów euro wydał Tottenham na Lukę Vuskovicia, a teraz wypożycza „do ogrania” w Polsce. Co pan na to?

- Miliarderzy z Zachodu kupują raczej potencjał niż faktyczne umiejętności na dany moment. Poza tym nauka u boku najlepszych graczy świata to zupełnie coś innego niż wzięcie na swe barki odpowiedzialności przez 90 minut w wyjazdowym meczu polskiej ligi z – dajmy na to - Puszczą… Niczego więc nie ujmując temu piłkarzowi, z dużą dozą ostrożności, podchodziłbym do tej całej medialnej ekscytacji.

Łukasz Surma

i

Autor: Cyfrasport Łukasz Surma
Sonda
Czy Śląsk Wrocław zostanie mistrzem Polski w sezonie 2023/24?
Najnowsze